Dzisiaj, 27 kwietnia, ukazała się książka „Żyletkę zawsze noszę przy sobie”. To najnowszy tytuł Małgorzaty Gołoty, autorki nominowanej do nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego 2022 „Spinalongi. Wyspy trędowatych”. W „Żyletce…” pisze m. in. o depresji i samobójstwach wśród dzieci oraz młodzieży, a także przeprowadza szereg rozmów z pacjentami i specjalistami z takich dziedzin jak psychiatria czy suicydologia. Z okazji premiery Małgorzata Gołota udzieliła nam wywiadu, w którym opowiada pracy nad książką, przyczynach zaburzeń u młodych ludzi i opresyjnym systemie edukacji. Wspomina również o literackich planach na przyszłość i ulubionych lekturach.


Małgorzata Gołota – wywiad z autorką książki „Żyletkę zawsze noszę przy sobie”

Lektura Pani najnowszej książki pt. „Żyletkę zawsze noszę przy sobie” była jednocześnie emocjonalnym rollercoasterem i solidną porcją rzetelnej wiedzy m.in. o depresji, samookaleczaniu czy samobójstwach wśród dzieci i młodzieży. Ile czasu trwała praca nad książką i skąd pomysł na podjęcie takiej tematyki?

Małgorzata Gołota - Żyletkę zawsze noszę przy sobie
Kup ebooka na Woblink.com

Wbrew pozorom to nie jest książka, którą się pisze rok, półtora. „Żyletka…” powstała stosunkowo szybko, w ciągu niespełna kilku miesięcy. Nie było trudno dotrzeć do danych, ekspertów, rozmówców. Mamy masę publikacji na temat zaburzeń nastroju, w tym także depresji, mamy ogrom danych, mamy w Polsce wielu ludzi, którzy codziennie pracują nad tym, by poznać tę chorobę jeszcze lepiej. Mamy też psychologów, pedagogów, terapeutów, którzy codziennie pomagają chorym na depresję pacjentom. Mamy w końcu tych pacjentów całkiem liczną grupę. Nie każdy z nich chce oczywiście o swojej chorobie rozmawiać, ale mam wrażenie, że decyduje się na to coraz więcej osób. Coraz odważniej i głośniej mówią „mam depresję, jestem chory” i przedstawiają światu swoją historię, po to, by wesprzeć innych, by zachęcić innych chorych do leczenia, by przełamać to społeczne piętno ciążące od wielu lat na osobach chorych psychicznie. To są prawdziwi bohaterowie tej książki.

Jeśli miałabym wskazać coś, co można określić mianem wyzwania byłaby to raczej sama tematyka. Dane dotyczące liczby i przyczyn zachorowań wśród dzieci i młodzieży są naprawdę dramatyczne. W 2021 roku 1496 dzieci i nastolatków poniżej 18. roku życia podjęło próbę samobójczą, to o 77 proc. więcej niż rok wcześniej! W sumie w minionym roku skutecznie życie odebrało sobie 127 młodych ludzi, co z kolei oznacza 19 procentowy wzrost w porównaniu do 2020 roku. Najmłodsi samobójcy byli w wieku 7-12 lat. Samobójstwo natomiast bardzo często jest właśnie skutkiem nieleczonej lub nieskutecznie leczonej depresji. Co gorsza, Światowa Organizacja Zdrowia prognozuje, że do 2030 roku depresja będzie najczęściej diagnozowaną chorobą na świecie.

Rozmowy z osobami chorymi na depresję, z tymi wszystkimi wspaniałymi młodymi kobietami, czytanie pamiętników dziecka, które ma myśli samobójcze, które się regularnie samookalecza, to wszystko było trudnym doświadczeniem. Ale to są nasze realia, dlatego nie możemy dłużej zaniedbywać tego tematu. Jako rodzice, opiekunowie, jako dorośli, musimy działać na rzecz zwiększania świadomości i profilaktyki depresji, a także walczyć o powszechnie dostępną, nowoczesną i efektywną opiekę psychiatryczną. I dlatego również powstała ta książka.

Jakie są, Pani zdaniem, najbardziej krzywdzące stereotypy na temat depresji?

Chyba właśnie ten, który wyklucza istnieje takiej choroby jak depresja. Ten, który zakłada, że depresja to fanaberia, a żeby się jej pozbyć „wystarczy myśleć pozytywnie”. Wielu ludzi właśnie z tego powodu odkłada wizytę u lekarza na później. A leczenie depresji, jak każdej choroby, warto zaczynać jak najwcześniej.

Dlaczego choroby psychiczne wciąż wydają się być tematem tabu?

Na ten temat mogliby długo i bardzo szczegółowo wypowiadać się naprawdę wybitni socjolodzy i psycholodzy, ale gdybym miała wysnuć jakikolwiek wniosek na podstawie własnych obserwacji, zaryzykowałabym twierdzenie, że to kwestia niewiedzy. Niewiedza zwykle sprzyja powstawaniu i utrzymywaniu się takich tabu.

Ludzkość stykała się z chorobami psychicznymi od początku swojego istnienia, ale stosunkowo późno nauczyła się je rozumieć. Brano je za klątwę, karę za grzechy, za sprzeniewierzanie się bogom. Teoretycznie już Hipokrates pozbawił choroby psychiczne boskiego wymiaru i traktował je jak wszystkie inne, ale w praktyce były one powodem do wstydu i źródłem wykluczenia jeszcze przez wiele stuleci. Tak samo jak i niepełnosprawność intelektualna, czego najlepszym dowodem jest chociażby historia Rosemary Kennedy, młodszej siostry prezydenta USA Johna F. Kennedy’ego. Rosemary nie była niczemu winna, przyczyną jej problemów było niedotlenienie mózgu w czasie porodu. A jednak przez całe życie rodzina ukrywała „odmienność” Rosie, fundując dziewczynie w pewnym momencie nawet lobotomię, po której jej stan dodatkowo się pogorszył.

Z drugiej strony psychiatria jako taka przez wiele lat była wobec chorób psychicznych praktycznie bezradna. To także nie ułatwiało sprawy. Na dobrą sprawę dopiero postęp w dziedzinie farmakologii i psychoterapii dał pacjentom psychiatrycznym dużą nadzieję na powrót do zdrowia. I o tym dziś powinniśmy dziś mówić głośno i wyraźnie, zachęcając każdego, kto cierpi z powodu złej kondycji psychicznej do podjęcia specjalistycznego leczenia.

Co my, jako społeczeństwo, możemy zrobić, żeby młodzi ludzie nie wstydzili się sięgać po pomoc w obawie przed niezrozumieniem czy wręcz ostracyzmem?

Z moich rozmów opublikowanych w książce wynika, że akurat w tym aspekcie młodzi ludzie są o wiele bardziej świadomi i otwarci niż dorośli, o wiele częściej są też gotowi szukać pomocy psychologicznej i psychiatrycznej. Oczywiście zawsze może być lepiej, dlatego warto na temat zdrowia psychicznego edukować, edukować i jeszcze raz edukować. Nie tylko dzieci i młodzież, ale też rodziców, dziadków. To, co składa się na profilaktykę depresji i samobójstw powinno być wiedzą powszechną. Podobnie jak fakt, że większość chorób psychicznych jesteśmy dziś w stanie skutecznie i bezboleśnie wyleczyć.

Przeprowadziła Pani szereg rozmów z takimi osobami jak specjalista psychiatra, pionier polskiej wiktymologii i suicydologii, konsultantka telefonu zaufania czy nauczyciel wychowawca w ośrodku dla dzieci i młodzieży. Jakie problemy dotyczące stanu polskiej psychiatrii, opieki szkolnej pojawiały się w tych rozmowach najczęściej?

Większość moich rozmówców była zgodna, że najważniejszym przyczynkiem do wystąpienia u dzieci i młodych ludzi problemów emocjonalnych, zaburzeń lękowych, w tym także depresji, jest opresyjny system edukacji. Często to właśnie w szkole dzieci zaczynają być dzielone na lepsze i gorsze, na zdolne i mniej zdolne. Mimo różnych możliwości, wymaga się od nich opanowania tego samego materiału w takim samym czasie. Nie ma tu mowy o równych szansach. Nauczyciele, zajęci gonieniem za realizowaniem podstawy programowej, nie mają czasu na to, by dzieci wspierać wychowawczo. Choć w założeniu powinni to robić.

Od lat wiemy też o problemie przemocy rówieśniczej, częstej zwłaszcza w szkołach podstawowych. Wydaje się, że do dziś nikt za bardzo nie wie jak go rozwiązać. Jeśli dodamy do tego zapracowanych i wciąż zbyt mało świadomych sedna sprawy rodziców, otrzymamy dużą liczbę dzieci, których potrzeby emocjonalne są niezaspokojone, których poczucie bezpieczeństwa jest zachwiane zachwiane. To z kolei powoduje, że te dzieci nie są w stanie zaspokajać kolejnych potrzeb z piramidy Maslowa. Problem w dostępie do bezpłatnej pomocy psychologicznej i terapeutycznej dodatkowo pogarsza sytuację. Efektem są wydłużające się kolejki do specjalistów i przeładowane oddziały psychiatryczne dla dzieci i młodzieży.

Czy jest jakaś perspektywa na to, że cokolwiek może się zmienić? Czy po doświadczeniach zebranych w trakcie pracy nad książką, uważa Pani, że w szkołach powinno położyć się większy nacisk na rozmawianie o depresji, zaburzeniach psychicznych, samobójstwach?

Szkoła przede wszystkim powinna zrównoważyć troskę o edukację z troską o rozwój psycho-społeczny dzieci i młodzieży. Powinna spełniać funkcje wychowawcze, realizować założenia profilaktyki depresji, dbać o dobro uczniów. Co nie zmienia faktu, że edukacja w zakresie zaburzeń i chorób psychicznych, tak samo jak i w zakresie psychologii w ogóle, jest bardzo dobrym pomysłem.

Oprócz lekarzy specjalistów była Pani w kontakcie z chorymi, a w jednym przypadku z rodzicem cierpiącego na depresję dziecka. Czy nadal ma Pani kontakt z bohaterami książki? Jeśli tak, to czy może Pani zdradzić jak obecnie wygląda ich sytuacja?

Każda z nich, Joasia, Natalia, Martyna i Basia, jest w trakcie terapii. Walczą o siebie. Trzymam za nie kciuki. Wiem, że dwie z nich – Joasia i Natalia – 27 maja wezmą udział w spotkaniu na temat depresji i książki „Żyletkę zawsze noszę przy sobie”, które odbędzie podczas Warszawskich Targów Książki. Każdego z czytelników również serdecznie na nie zapraszam.

W książce kilkakrotnie nawiązywano do mediów społecznościowych jako problemu: algorytmy zapamiętujące wybory i szukane treści podsuwają użytkownikowi profile nie będące pozytywnym bodźcem dla młodzieży (pro-ana, samookaleczanie itp.). Czy mogą być jakieś pozytywne skutki korzystania z mediów społecznościowych? Przykładowo grupa wsparcia dla osób zmagających się z tą samą chorobą?

Generalnie internet to wspaniały wynalazek pod warunkiem, że korzystamy z niego świadomie i rozsądnie. Łatwiejszy kontakt ze światem  i – co za tym idzie – łatwiejsze utrzymywanie relacji międzyludzkich jest na pewno jednym z niezaprzeczalnych plusów życia w czasach WiFi i LTE. Mamy dostęp do wiedzy, także na temat depresji i chorób psychicznych. Możemy też łatwiej znaleźć specjalistę czy ośrodek, który może nam pomóc. Ale odradzałabym postrzeganie internetu jako recepty na problemy emocjonalne czy psychiczne. Nie przepracujemy ich online, nie rozładujemy ich w internecie, chyba, że hejtując innych, na żadnym forum nie odzyskamy też zachwianego poczucia bezpieczeństwa. Doktor Google nie ma szans zastąpić tego właściwego, realnego.

„Żyletkę zawsze noszę przy sobie” to Pani druga samodzielna publikacja. Wcześniej napisała Pani poruszający reportaż o Spinalondze, zwanej Wyspą Trędowatych. Choć pozornie te książki są na zupełnie inny temat, to jednak coś je łączy – wykluczenie, stygmatyzacja, tabu… To dobry trop, czy to dwie zupełnie różne historie? Czy widzi Pani w nich, poza autorstwem, jakieś punkty wspólne?

Wszystko to, co wymieniono w pytaniu, można uznać za punkty wspólne. „Spinalonga. Wyspa trędowatych” to wielowymiarowa opowieść o wykluczeniu i krzywdzie, jaką wyrządzamy innym oceniając ich, piętnując ich chorobę lub po prostu odmienność, twierdząc, że są gorsi od nas tylko dlatego, że w jakiś sposób się od nas różnią. Trąd jest chorobą w pełni uleczalną, a skuteczne na niego lekarstwo jest powszechnie dostępne i stosunkowo tanie. Ale ludzie nadal wstydzą się do tej choroby przyznać, wstydzą się ujawnić i w wielu przypadkach tego leczenia nie podejmują. Dokładnie tak samo jest z depresją.

W obu przypadkach to my, „zdrowi” czy też „normalni”, skazujemy ich na cierpienie. Ten schemat, tak jak powiedziałam na początku, nie dotyczy tylko chorób. Podobnie traktujemy mniejszości seksualne, religijne, etniczne. Dzielimy ludzi na gorszych i lepszych także pod względem wykształcenia i zamożności. Mimo wszystkiego, co wiemy o ludzkiej psychice, nie jesteśmy zdolni do tego, by zaakceptować ten prosty fakt – wszyscy się od siebie różnimy, ale tak samo zasługujemy na szacunek i akceptację.

Przy okazji serdecznie gratulujemy nominacji do Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego. Trzymamy kciuki za sukces! Książka o Wyspie Trędowatych, potem wstrząsający tytuł o problemach psychicznych u młodych ludzi – w takich sytuacjach zwykle pyta się – co dalej? Ma Pani już temat na kolejną publikację?

Owszem, pracuję już nad kolejną książką. Będzie to opowieść o jednym z najmniejszych społeczeństw świata, któremu na skutek zmian klimatu zagraża utrata własnego państwa. Zatem znów – w pewnym sensie – oddam głos słabszym, tym, których wołanie o pomoc od lat ignorujemy. Ale ta trzecia książka, tak jak i „Spinalonga. Wyspa trędowatych” będzie miała wiele wymiarów i da odbiorcy szerokie pole do indywidualnych refleksji.

Na koniec zawsze pytamy naszych rozmówców o dwie rzeczy: młodzieńcze wspomnienia związane z literaturą i ulubione książki. Co czytała Pani w dzieciństwie i czy pamięta Pani pierwszą samodzielnie wybraną lekturę?

(śmiech) Jeśli wierzyć moim rodzicom, w ogóle stosunkowo szybko nauczyłam się czytać. A kiedy już się nauczyłam, czytałam wszystko, co się dało przeczytać. Właściwie nigdy nie zastanawiałam się nad tym dlaczego. Przyjemność sprawiała mi zawsze sama czynność czytania, przeżywania wszystkich przygód razem z bohaterami. Pamiętam, że bardzo lubiłam „Anię z Zielonego Wzgórza”. Przeczytałam kilka razy całą serię na którą wtedy składało się osiem książek.

Jakie książki czyta Małgorzata Gołota? Mogłaby Pani wymienić pięć najważniejszych książek w Pani życiu?

Bardzo różne, ale ciężko byłoby mi wskazać tych pięć wyjątkowych. Zwykle najbardziej poruszają mnie te, które dotykają tematów mi bliskich a do tej kategorii zaliczają się szeroko rozumiane sprawy społeczne lub to, co związane z ludzkimi emocjami. Lubię klasykę, jak chociażby „Lolitę” Vladimira Nabokova, ale też książki twórców współczesnych, często szerzej nie znanych. Świetnym przykładem będzie tu „Łódź 370”. Napisali ją wspólnie  Annah Björk i Mattias Beijmo, którzy jako wolontariusze pracowali z syryjskimi uchodźcami w Grecji i Turcji w trakcie najbardziej dramatycznych etapów kryzysu uchodźczego na Morzu Śródziemnym.

Kompletnie innym przykładem jest „Ekspedycja. Historia mojej miłości”. Jej autorka, Bea Uusma, udowodniła, że można w absolutnie fascynujący sposób pisać o historii, o sprawach dawnych i na pierwszy rzut oka kompletnie nieciekawych. Przez wiele lat rekonstruowała przebieg jednej z najbardziej tajemniczych wypraw na biegun północny genialnie ilustrując w tym wszystkim towarzyszące jej uczestnikom emocje. Lubię, kiedy książka mnie zaskakuje, ale przede wszystkim lubię odnajdywać w treści prawdziwą pasję autora.

Wywiad przeprowadzili Martyna Gancarczyk i Jakub Krasny
Autorem zdjęcia Małgorzaty Gołoty jest Janusz Dołkowski