Podobno wychowanie dzieci mamy we krwi, więc skąd to uczucie przytłoczenia, paniczne szukanie wiedzy w internecie czy pragnienie bycia rodzicem idealnym? Dlaczego polscy rodzice są w czołówce najbardziej wypalonych rodzicielstwem? Na te i wiele innych ważnych pytań odpowiada Dominika Słowikowska, autorka bestsellerowej książki Rodzicielstwo może być łatwiejsze.

Dominika Słowikowska – wywiad

Napisała Pani niezwykłą książkę o rodzicielstwie, w której sporo miejsca poświęca Pani rodzicom, a właściwie ich pracy nad sobą? Dlaczego?

Kup ebooka, audiobooka lub książkę papierową Rodzicielstwo może być łatwiejsze na Woblink.com

Dlatego, że to od nas wszystko się zaczyna. Często zgłaszają się do mnie rodzice, którzy chcą, abym pomogła „naprawić” ich dziecko. Abym dała kilka wskazówek, dzięki którym ich pociecha od jutra nie będzie sprawiała trudności wychowawczych. Tak się niestety nie da. Dzieci odpowiadają na to, co funduje im otoczenie. Dopasowują się do warunków, w których na co dzień funkcjonują i te trudne zachowania nierzadko są informacją właśnie o dorosłych, o tym co się dzieje z nami i w nas. Dzieci są naszym lustrem, pokazują nam nasze własne trudności, krzywdy, nieprzepracowane doświadczenia… Jest takie powiedzenie: „Bądź zmianą, którą chcesz widzieć w innych”. To niezwykle mądre słowa. Jeśli chcemy, aby dziecko radziło sobie z emocjami, musimy go tego nauczyć, a żeby to zrobić, sami musimy się tym zająć. Jeśli chcemy, aby dziecko komunikowało się z nami na zasadach komunikacji bez przemocy, przyglądamy się temu jak my mówimy do innych. Jeśli chcemy, aby dziecko wierzyło w siebie, miało odpowiednie poczucie wartości, akceptowało popełniane przez siebie błędy, należy w pierwszej kolejności sprawdzić jak my się z tym mamy i co modelujemy temu małemu człowiekowi. Zawsze zaczynamy od siebie.

Prowadzi Pani konsultacje z rodzicami, dziećmi. Jakie problemy najczęściej Pani widzi? 

Przede wszystkim obszar emocji oraz komunikacji rodzic-dziecko. Jest nam trudno z dziecięcymi emocjami, ponieważ nie otrzymaliśmy odpowiednich fundamentów w tym obszarze, kiedy sami byliśmy mali. Nikt nie dał nam instrukcji obsługi emocji, a zatem nie radzimy sobie z tym, co przeżywamy jako dorośli. Jeśli dołożymy do tego niezwykle intensywne dziecięce emocje – bezradność gotowa. Część rodziców będzie robić to, co jest im znane, czyli na wszelkie sposoby (również przemocowe) uciszać dziecko, które krzyczy, płacze, kładzie się w bezsilności na podłogę. Natomiast spora część już wie, że można inaczej i chce inaczej, tylko nie wie, jak to zrobić w praktyce. I ja im w tym pomagam.

Drugi obszar to komunikacja. Nie potrafimy dogadywać się z dziećmi, a dzieje się tak, ponieważ z nimi nie rozmawiamy. Nie robimy tego, bo nie wiemy jak. Bo tego też nas nikt nie nauczył. Nikt z nami nie rozmawiał – w myśl zasady „dzieci i ryby głosu nie mają”. Tutaj też przychodzę z pomocą i wspieram w nauce rozmawiania. Bo tak, tego też musimy się nauczyć.

Jak radzić sobie z nieustającą oceną otoczenia, wszechstronnym doradztwem „jak być dobrym rodzicem” a prozą życia?

Dużo o tym piszę właśnie w książce. Pokazuję skąd nasza, tak potężna podatność na komunikaty z otoczenia oraz dlaczego tak bardzo oddaliliśmy się od siebie samych i własnej intuicji. Musimy zobaczyć gdzie jest początek i że on nie jest nasz. W takim sensie, że nasi rodzice, dziadkowie, pradziadkowie pokazywali nam od małego, że to zdanie innych liczy się najbardziej i że to inni są wyznacznikiem naszej wartości, ale to była ich perspektywa, prawda i to, w co wierzyli. My nie musimy tego powielać. Możemy wrócić do siebie, do ufania sobie i do zbudowania podstawy naszego funkcjonowania w nas, nie na zewnątrz. Możemy widzieć i słyszeć innych, ale to nie będzie destrukcyjnie wpływało na nasze bycie dobrym rodzicem.

Czy naprawdę ojcowie są bardziej zaangażowani teraz niż pokolenie wcześniej? Dlaczego ich rola, obecność jest tak ważna? 

Myślę, że to zaangażowanie jest teraz po prostu inne. Wcześniej mężczyźni bardziej zajmowali się zapewnianiem rodzinie bezpieczeństwa z poziomu przyniesienia do domu jedzenia, potem pieniędzy. Kobietom natomiast powierzali opiekę nad potomstwem. Stąd dziś wiele osób dorosłych ma poczucie, że ich tata – mimo, że fizycznie był w domu – w dzieciństwie był nieobecny. Ale to się zdecydowanie zmienia. Obecnie ojcowie chcą realnie brać udział w wychowywaniu dzieci. Chcą spędzać z nimi czas, budować fajną więź… I całe szczęście, bo relacja tylko z jednym rodzicem to za mało. Oczywiście są sytuacje, kiedy tata zmarł, ale wtedy zapewniamy doświadczanie tego, co męskie w inny sposób. Natomiast kiedy ojciec żyje, jego aktywny udział w procesie wychowania swojej pociechy jest niezwykle istotny dla prawidłowego rozwoju na wielu płaszczyznach.

Jak budować wartościową relację z dzieckiem, szczególnie, że często bardzo dużo pracujemy i nie mamy babć czy cioć w pobliżu.

Owszem, mamy dużo zajęć i obowiązków, ale to jest też tak, że wiele z nich sami sobie narzucamy. Zaczynamy biec i przestajemy robić w tym maratonie przerwy. A to właśnie zatrzymywanie się jest niezbędne. W biegu nigdy nie damy dziecku siebie w pełni ani nie spędzimy z nim wartościowego czasu. Należy się zatrzymać i zadać sobie kilka pytań: Dokąd ja tak biegnę? Po co? Co tak naprawdę chcę osiągnąć? A może przed czymś uciekam, coś chcę zagłuszyć? Czy to, w co wkładam tyle energii, faktycznie jest tego warte? A może straciłam/-em z oczu to, co najbardziej istotne i czas poukładać na nowo priorytety? Co się stanie jak to i to odpuszczę? A może poproszę w końcu o pomoc, oddeleguję część rzeczy?

Czego potrzeba dziecku w dobrym, emocjonalnym rozwoju? Czy mnóstwo zajęć kreatywnych to dobry wybór?

Dziecko potrzebuje przede wszystkim obecnego rodzica i relacji z nim. Potrzebuje rodzicielskiej uważności, otwartości, cierpliwości. Jeśli jesteśmy – będziemy wspierać w przeżywaniu emocji i radzeniu sobie z nimi. Będziemy modelować różne sposoby i rozwiązania. Będziemy przekazywać piękne i najważniejsze życiowe wartości. Zajęcia kreatywne są w porządku, ale nie determinują dobrego emocjonalnego rozwoju malucha. Dzieci potrzebują być z nami w kontakcie, rozmawiać. Potrzebują, aby im tłumaczyć życie i towarzyszyć we wszelkich trudach, jak i przyjemnościach.

Czasem zapominamy, że dzieci uczą się wyrażania emocji. Robią to tak, jak potrafią, tak jak mogą na danym etapie rozwoju. Jak czytać wyrażanie emocji przez dzieci? Jak możemy się tego nauczyć?

Zaczynając od otwartości na zmianę perspektywy patrzenia: z tej krytykującej, negującej czy obwiniającej na tę czułą i wspierającą. Potrzebujemy zobaczyć, że to nie kwestia złośliwości czy złego wychowania, a po prostu etap rozwoju, przez który przechodzi każde dziecko. My też jako dzieci przez to przechodziliśmy, tylko że nas regularnie uciszano i tłumiono to, co chciało być wyrażone. Jeśli zechcemy to zobaczyć i zrozumieć, wówczas pojawi się więcej wyrozumiałości dla naszych pociech.

A jak się tego nauczyć? Między innymi posiłkując się materiałami, które tłumaczą nam świat emocji, czyli musimy zacząć po prostu od teorii, a następnie przejść do praktyki. Nie odwrotnie. Kiedy już wiemy o co chodzi z tymi emocjami, zarówno dziecięcymi, jak i naszymi (bo przecież emocje nie mają wieku), potrzebujemy krok po kroku wdrażać tę wiedzę, podejście i sposoby radzenia sobie w relacji ze sobą oraz naszym dzieckiem. Tego naprawdę można się nauczyć. Piszę to z ogromnym przekonaniem i pewnością, ponieważ sama tylko w ciągu kilka ostatnich lat nauczyłam tego tysiące rodziców i dzieci. 

Jak poradzić sobie z etapami buntu dziecka i swoimi rodzicielskimi emocjami wówczas?

Tutaj podstawą jest wiedza, czego można spodziewać się na określonym etapie rozwoju dziecka. Wówczas wiemy, że to, co pojawia się w zachowaniu tego malucha, jest adekwatne do jego wieku i wszystko z nim jest w porządku. Oczywiście, jeśli mamy poczucie, że pewne sytuacje są mocno nieadekwatne i przybierają na zbyt dużej sile, warto skonsultować się z psychologiem, aby wykluczyć wszelkie zaburzenia i odstępstwa od normy.

Oprócz wiedzy pomagają właściwe okulary, przez które patrzymy na tego małego „buntownika”, o czym już wcześniej wspominałam. Bardzo pomaga każdorazowe przypominanie sobie w myślach słów Ok, moje dziecko zachowuje się teraz tak i tak, bo z czymś sobie nie radzi. Jest mu trudno i potrzebuje wsparcia w poradzeniu sobie z tym, co przeżywa. Wtedy mamy postawę otwartą na pomoc dziecku, na zrozumienie i akceptację, zamiast złości na niego.

Co do rodzicielskich emocji – bez dbania o swoje zasoby nie udźwigniemy wyzwań związanych z dziećmi i ich wychowaniem. Trzeba zaspokajać swoje potrzeby, ponieważ bez tego nie będziemy mieć tak bardzo potrzebnej cierpliwości. O tym jak się sobą zająć i uzyskać pożądany poziom zasobów piszę również sporo w swojej książce. 

Co Pani zdaniem znaczy bycie „wystarczająco dobrym rodzicem”? 

Dla mnie to po prostu bycie rodzicem obecnym, otwartym, akceptującym oraz dającym z siebie tyle, ile na dany moment możemy dać. Wystarczająco dobry rodzic to nie rodzic idealny, robiący wszystko książkowo i niepopełniający błędów. Dzieci potrzebują widzieć prawdę, a prawda jest taka, że czasami czegoś nie wiemy, nie umiemy i się potykamy. To właśnie trzeba pokazywać swoim pociechom – wówczas uczą się one tego, że to w porządku, gdy czegoś nie potrafią lub popełnią błąd. Uczymy ich wtedy również jak się podnosić, wyciągać wnioski i każdego dnia starać się być jeszcze lepszym.

Fot. KATARZYNA BONCZEK