Dziś na naszym blogu zagości Sylwia Feliszek – bookstagramerka oraz twórczyni internetowa. W mediach społecznościowych od lat opowiada o filmach oraz książkach – przygląda się trendom, recenzuje różne produkcje, a co najważniejsze, poleca te, z którymi warto się zapoznać. Dzisiaj na tapet weźmie tytuł, który wciąż wywołuje sporo emocji. Chodzi oczywiście o „It Ends With Us” – zarówno powieść, jak i ekranizację. Sylwia postanowiła opowiedzieć o największych różnicach między tymi dwiema produkcjami. Przekonajcie się, co takiego przykuło jej uwagę.

Artykuł zawiera SPOILERY.

Kup ebooka It Ends With Us na Woblink.com

Premiera filmu „It Ends With Us” na podstawie bestsellerowej powieści Colleen Hoover wzbudzała kontrowersje (zresztą podobnie, jak było to przy premierze literackiego pierwowzoru) jeszcze przed jego pierwszymi seansami dostępnymi dla szerokiej publiczności. Natomiast chyba mało kto spodziewał się takiej burzy, związanej z samą promocją ekranizacji i jej treścią już po wprowadzeniu jej do kin.

Niezależnie jednak, czy mówimy o książce czy filmie, historia Colleen Hoover opowiada o przemocy domowej, uzależnieniu emocjonalnym i ekonomicznym od swojego oprawcy, a wszystko to na podstawie osobistych przeżyć autorki, która nie ukrywa tego, że jej własny ojciec był przemocowy.

Warto tutaj nadmienić, że wiele „ofiar” przemocy domowej nie chce być nazywanych właśnie „ofiarami” a „ocalałymi” – w tym artykule będę używała tych słów naprzemiennie w zależności od tego, czy będę pisała o głównej bohaterce, która jeszcze tkwi w swojej wyniszczającej relacji, czy już z niej wyszła. W tekście będę używała także formy żeńskiej opisując ofiarę/ocalałą i formy męskiej w stosunku do oprawcy, bo właśnie taką konfigurację mamy w „It Ends With Us”. Chcę jednak zaznaczyć, że przemoc nie ma płci i trzeba o tym mówić głośno.

Zarówno książka, jak i film niosą ze sobą na tyle wartościową treść, że teraz, gdy kurz już trochę opadł, warto przyjrzeć się całemu zjawisku z dystansem, zestawić ze sobą oba te dzieła popkultury i ewentualnie wybrać to, które może okazać się lepiej trafiające do nas samych. Przy tym postaram się oddzielić (od 2. punktu) dzieło od autora i sposobu jego promocji, ale także rozłożyć to – w pewnych przypadkach – nierozerwalne połączenie na czynniki pierwsze. I właśnie od tej różnicy (lub, jak może się ostatecznie okazać, podobieństwa) zaczniemy.

 

1. Sposób promocji i związane z tym kontrowersje

Niektórym naturalnie przychodzi rozdział dzieła lub sposobu jego promocji od autora. Uważają, że dzieło broni się samo, nie potrzebuje dodatkowej interpretacji od tej, którą wypracuje obcujący z nim odbiorca, ani backstory w postaci historii jego powstawania czy życiorysu lub światopoglądu autora. W przypadku „It Ends With Us” takie podejście zarówno do filmu, jak i książki wydaje się być trudniejsze, ponieważ przy okazji obu premier media społecznościowe wydawały się płonąć od skrajnych opinii nt. sposobu promocji oraz, w przypadku filmu, bojkotu.

Mimo że „It Ends With Us” jest najpopularniejszą książką Colleen Hoover, autorka już przed jej wydaniem była sławną autorką romantycznych powieści obyczajowych, bazujących na bohaterach z mroczną lub bolesną przeszłością. Książkę promowano jako „najtrudniejszą, jaką kiedykolwiek napisała” i nie ma się co temu dziwić, ponieważ oparła ją o toksyczną relację między własną matką a ojcem, pełną zarówno przemocy fizycznej, jak i psychicznego znęcania. Nadal jednak była ona określana mianem „powieści romantycznej” – m.in. właśnie w takiej kategorii otrzymała nominację i nagrodę Goodreads Choice Award w 2016 roku – a samo wydawnictwo opisało ją jako „historię o pracoholiczce, która przeżywa romans zbyt dobry, by był prawdziwy, ale mimo to nie może zapomnieć o swojej pierwszej miłości”. Cóż, kto czytał, ten wie, a kto nie czytał, temu wyjaśnię – główna bohaterka nie wydaje się być pracoholiczką, a jej „zbyt dobry, by był prawdziwy” romans, bardzo szybko z sennego marzenia przeradza się w prawdziwy koszmar, z którego trudno jest się jej wyrwać bez pomocy „pierwszej miłości”. Zresztą, ta „pierwsza miłość” w książce jest jednym z najmniej istotnych elementów i to właśnie Atlas – bo takie nosi imię – jest tutaj najbardziej elementem romansowym niż cokolwiek innego.

Mimo tej rozbieżności między opisem powieści a jej faktyczną treścią, książka została bardzo dobrze przyjęta przez krytyków. Wśród fanów autorki i czytelników pierwszy raz sięgających po jej twórczość słychać było tylko pojedyncze głosy mówiące o tym, że książka jest toksyczna i żeruje na przeżyciach prawdziwych ofiar i ocalałych, zarzucając autorce płytkość w opisywaniu towarzyszących im przeżyć i przedstawieniu Ryle’a jedynie jako postać z kilkoma wadami, a nie faktycznego oprawcy. Należy jednak pamiętać, że Colleen Hoover opisywała swoje osobiste odczucia, których nie można jej odebrać.

W kwietniu 2023 roku, czyli okresie, w którym ogłaszano m.in. obsadę filmu, datę premiery oraz szczegóły fabuły, wypuszczono „wydanie kolekcjonerskie” książki – w twardej oprawie, z tłoczeniami, obwolutą, nową wklejką i kolorowymi brzegami – które zawierało wywiad z autorką oraz jej matką. W tym samym czasie ogłoszono także pomysł wydania… kolorowanki opartej na książce. Książce pełnej mroku, której fabuła dzieje się w realnym świecie, opisywana w niej przemoc może dotknąć każdego z nas, a jej ofiary i ocalone mijamy zapewne codziennie na ulicy nawet o tym nie wiedząc. Społeczność szybko zareagowała, krytykując ten pomysł. W sieci pojawiły się m.in. sarkastyczne uwagi, że osoby w toksycznej relacji i doświadczające przemocy domowej będą mogły przynajmniej pokolorować sobie kolorowanki antystresowe, by się zrelaksować. W odpowiedzi na tę krytykę sama Hoover skomentowała całą sytuację słowami: „Ta kolorowanka została stworzona z myślą o sile Lily, ale absolutnie rozumiem, dlaczego ten pomysł jest nietaktowny. Słyszę was i zgadzam się z wami. Bez wymówek. Bez zrzucania winy. Skontaktowałam się z wydawcą, żeby poinformować, że wolałabym, abyśmy nie kontynuowali tego projektu”*. Kolorowanka ostatecznie została wycofana z produkcji.

Mimo kilku kontrowersji przy promocji książki, największe z nich wyniknęły przy okazji chęci promowania filmu wznowieniem powieści i wypuszczeniem kolorowanki, a i tak okazały się one niczym w porównaniu do krytyki, która spadła na twórców filmu przy okazji promocji ekranizacji. Blake Lively – producentka i odtwórczyni głównej roli – postawiła na kilkutygodniową promocję na czerwonych dywanach, ściankach, wywiadach i w różnego rodzaju programach, przy pomocy kolorowych nakrapianych kwiatami kreacji (kwiaciarnia, którą posiadała główna bohaterka powieści była ważną częścią fabuły), linii kosmetyków do włosów (nad którą pracowała ostatnie 7 lat) wypuszczonej przez jej własną markę oraz namawiania do zabrania na film przyjaciółki i ubrania się do kina „w kwiaty”. Lively chciała, by ubieranie się w kwiaty rozpowszechniło się w społeczeństwie, jako symbol ofiar przemocy domowej i ocalałych, które w taki subtelny sposób mogłyby informować o swoim doświadczeniu – również bezpiecznie, tak, by ich oprawcy o tym nie wiedzieli. Jednak jej wesoła aparycja i znikome odnoszenie się do istoty filmu sprawiły, że została ona mocno skrytykowana. Fani zarzucali jej, że zachowuje się, jakby reklamowała film „Barbie” i do tej pory nie odniosła się do krytyki i zarzutów, że promuje film niewłaściwie i ze złych pobudek.

Całość podsycił jeszcze rzekomy konflikt Blake Lively z reżyserem i odtwórcą roli przemocowego Ryle’a, Justinem Baldoni, który od początku miał nie zgadzać się z wizją producentki na ten film. Już po zakupie praw do zekranizowania „It Ends With Us” w 2019 roku podjął on współpracę z organizacją No More (która walczy z przemocą domową i seksualną poprzez zwiększanie świadomości, inspirowanie do działania i wspieranie zmian kulturowych), która pomagała mu w napisaniu scenariusza. Różne źródła donoszą o różnych przyczynach konfliktu. Jedno mówi o tym, że gdy Lively została producentką wykonawczą, przepisała scenariusz po swojemu (w czym miał pomagać jej mąż, Ryan Reynolds), a drugie, że już na etapie montażu, bez konsultacji z reżyserem, miała ona wpłynąć na ekipę tak, by to jej wizja trafiła do dystrybucji. Inne źródła podają, że odgrywanie roli „tego złego” miało mocno wpłynąć na psychikę Baldoniego i być dla niego na tyle trudnym doświadczeniem, że stworzył on na planie ciężką atmosferę. I właśnie przez to reszta ekipy miała czuć się niekomfortowo nie tylko podczas pracy z nim, ale także w trakcie  promocji filmu. Z tego powodu na ściankach i w wywiadach Baldoni pojawiał jedynie ze swoją żoną lub zupełnie sam.

Przyjął on jednak opozycyjny w stosunku do Lively front w promocji „It Ends With Us”. W swoich wywiadach podkreślał, że najważniejsze w tym wszystkim są osoby, które doświadczyły przemocy domowej. Wydawało się, że dla Baldoniego sprawą honoru było, by być jedynie nośnikiem do opowiedzenia o tym problemie, a nie osobiste promowanie się i fałszowanie przekazu filmu, by zarobić, jak najwięcej. Oczywiście, w przeciwieństwie do reszty obsady, nie założył on żadnej kwiecistej marynarki czy jeansów z kwiatowym haftem na pośladku (jak zrobił to odtwórca roli Atlasa, Brandon Sklenar).

Wymienienie wszystkich kontrowersji związanych z promocją filmu byłoby niemożliwe, ale jedno jest pewne – tak naprawdę wiemy tylko to, co dane nam było zobaczyć na ściankach, wywiadach i w programach. Najprawdopodobniej nigdy nie dowiemy się, co stało się za kulisami „It Ends With Us”, a – powiedzmy sobie szczerze – cały hałas wokół ekranizacji, nieważne, czy był on pozytywny, czy negatywny, na pewno przyniósł wiele korzyści portfelom twórców, producentów, studia, dystrybutora kosmetyków Lively, wydawnictwa i pisarki.

 

2. Wiek bohaterów

Pisząc „It Ends With Us” Colleen Hoover postawiła na młodą bohaterkę, której wiek na przestrzeni całej powieści to 23-26 lat, natomiast Ryle ma 30-33 lata. Biorąc pod uwagę ich wiek, oboje odnieśli ogromne sukcesy zawodowe – ona ma własny biznes, a on jest neurochirurgiem.

Mimo że wydaje się to nierealistyczne, po ogłoszeniu obsady filmu, większość fanów była niezadowolona i uznała Blake Lively oraz Justina Baldoni za „zbyt starych”, by odpowiednio odegrać swoje role i wcielić się w zdecydowanie młodszych bohaterów. Autorka szybko obroniła wybór twórców ekranizacji, przyznając się do błędu w wieku swoich postaci: „Kiedy pisałam «It Ends With Us», gatunek new adult był bardzo popularny. Pisało się wtedy o bohaterach w wieku studenckim. Na taką powieść podpisałam kontrakt. Napisałam Lily bardzo młodą. Nie wiedziałam, że neurochirurdzy uczą się przez 50 lat. Nie ma neurochirurga w wieku dwudziestu kilku lat. Kiedy zaczęłam pracę nad filmem, pomyślałam, że musimy ich postarzyć, bo popełniłam błąd. Więc jest to moja wina”**. Ta wypowiedź świetnie obrazuje to, jak popkultura nie podąża za prawdą i wiarygodnością, tylko trendami i to, że jeśli dziś coś nam się podoba i podchodzimy do tego bezkrytycznie, nie oznacza, że będzie to miało sens za kilka lat.

Z perspektywy czasu (i logiki) ta zmiana – jedna z niewielu tak znaczących w całym filmie – wyszła na plus. Całość zyskała na wiarygodności, dojrzałości, a dodatkowo osoby po 30-stce zyskały bardzo dobrą reprezentację wśród filmów tego typu.

 

3. Intensywność w odbiorze scen przemocy

Obcowanie z przemocą – nawet w książkach, czy tą pokazywaną na ekranie – może triggerować i wywoływać różne skrajne emocje. Jednak wiadomym jest, że widzenie jej jest bardziej wstrząsające, nawet gdy wiemy, że mamy do czynienia z aktorami odgrywającymi po prostu swoje role.

W książce Colleen Hoover skupiła się nie tylko na opisaniu scen przemocy – chociaż one same w sobie i tak są już mrożące krew w żyłach – ale zawsze dodatkowo towarzyszą im chaotyczne przemyślenia bohaterki, co z jasnych przyczyn, nie jest możliwe w filmie. Pisarka skupiła się na gonitwie myśli, która może towarzyszyć nam w sytuacjach stresowych, związanych z wyrzutem adrenaliny, a Lily często dostrzega pewne zachowania Ryle’a, których później, w momentach spokoju, już nie analizuje. Bohaterka też często traci przytomność, ale momenty świadomości i te tuż po przebudzeniu z omdlenia, nie są w żaden sposób wizualnie od siebie oddzielone, co wywołuje w czytelniku dodatkową dezorientację i pozwala lepiej wczuć się w sytuację.

Twórcy ekranizacji zastosowali świetny zabieg filmowy, a jego efekt trudno by było uzyskać w powieści. Mianowicie, wszystkie sceny przemocy czy agresji Ryle’a powstały w dwóch wersjach. Pierwsze w kolejności widzimy sceny, w których Ryle nie zachowuje się agresywnie w stosunku do Lily, a np. przypadkiem uderza ją po oparzeniu gorącym naczyniem żaroodpornym, w pośpiechu zabierając od niego rękę. Natomiast, gdy już po którymś z kolei akcie agresji, Lily uświadamia sobie, że wpadła w tę samą spiralę przemocy, co jej matka, widzimy, jak naprawdę wyglądała ta sytuacja, a na twarzy Ryle’a nagle pojawia się ogromna wściekłość i nienawiść. Dzięki temu twórcy uzyskali efekt jeszcze większego zaskoczenia i szoku oraz świetnie zobrazowali to, jak swojego oprawcę i jego agresywne zachowania może widzieć ofiara i dlaczego je usprawiedliwia.

 

4. Pewność siebie i zbliżenia bohaterów

Książka i film wręcz ociekają pewnością siebie bohaterów – w kontekście świadomości swoich ciał i umiejętności w sferze seksualnej. Kreowanie takich postaci pozwala na to, by właśnie wokół ich osobowości budować fabułę, a nie na odwrót – wokół fabuły budować osobowość, naginając ją nierealistycznie według potrzeb. Są one wówczas bardziej wyraziste, inspirujące i zabawne.

Oczywistym jest to, że powieść daje więcej możliwości, jeżeli chodzi o rozwój relacji postaci i bogactwo ich wewnętrznych przemyśleń. Zarówno zbliżenia między Lily a Rylem i Lily a Atlasem są bardzo naturalne, niekrępujące i bez zahamowań. Bohaterowie nie wstydzą się swoich ciał i siebie nawzajem oraz swobodnie rozmawiają ze sobą o swoich oczekiwaniach i pragnieniach. Właśnie dzięki temu i także dlatego, że książkę zazwyczaj czyta się samemu i w samotności, czytanie tych scen nie jest krępujące.

Sceny erotyczne w filmie są bardziej romantyczne, mniej wulgarne, a bohaterowie są oszczędniejsi w słowach niż w książce, ale mimo to czuje się pewnego rodzaju skrępowanie, oglądając je. Szczególnie, gdy na film zabiera się mamę lub ogląda się go w sali pełnej obcych ludzi. Dodatkowo, relacja Lily i Atlasa, gdy są oni młodsi, jest bardzo niezręczna, a przez ograniczoną ilość czasu, którą mieli do wykorzystania twórcy, wypada ona nienaturalnie i jakby dziewczyna i chłopak gdzieś się śpieszyli. Właśnie w takich przypadkach powieści mają zdecydowaną przewagę nad filmami i serialami.

 

5. Przyjaźń i siostrzeństwo

Ile dobrze pokazanych i rozwiniętych relacji z prawie 400-stronicowej książki można zmieścić w 2-godzinnym filmie? Wydaje się, że dwie to aż nadto, a twórcom udało się zmieścić jeszcze jedną – oprócz tych najważniejszych, romantycznych. Mimo że przyjaźń Lily i Allysy jest w filmie pokazana bardzo dobrze, brakuje kilku momentów, które jeszcze bardziej by ją zacieśniały.

Książkowa Lily w towarzystwie Allysy, mimo iż jest jej szwagierką, czuje się bardzo swobodnie. Nie ukrywa przed nią, że Atlas jest jej byłym, okazując tym samym, jak bardzo jej ufa oraz wierzy w siostrzeństwo i to, że nie wygada tego sekretu swojemu bratu. Razem często plotkują, spędzają mnóstwo czasu w swoim towarzystwie – tak, jak to robią przyjaciółki. Wspierają się nawzajem i motywują do rozwoju w różnych dziedzinach, a w szczególności, jeżeli chodzi o pracę w kwiaciarni. Allysa jest także jedną z nielicznych osób, które są na ślubie Lily i Ryle’a, a także pierwszą, która dowiaduje się o tym, co robi jej najlepszej przyjaciółce jej brat. Mimo to nie nalega, by Lily mu wybaczyła.

Natomiast zarówno książkowa, jak i filmowa Allysa żartobliwie (albo może i nie?) ostrzega Lily przed swoim bratem, podkreślając, że nie nadaje się on do stałych związków, tylko na jednorazowe przygody. Chroni ją, tak jak kobieta powinna chronić kobietę przed zranieniem, a także wspiera, gdy rozstaje się z jej bratem. Twórcy ekranizacji podjęli bardzo dobrą decyzję i zostawili monolog Allysy, która mówi, że jako siostra pragnęłaby, by Lily wybaczyła Ryle’mu, ale jako jej najlepsza przyjaciółka podkreśla, że jeżeli przyjmie go z powrotem, to nigdy więcej się do niej nie odezwie.

 

6. Toksyczna relacja z matką

Zarówno w książce, jak i filmie matka głównej bohaterki jest ocalałą. Ale nie z własnego wyboru czy determinacji w dążeniu do odejścia, ale dlatego, że oprawca – jej mąż a ojciec Lily – po prostu umiera. Mimo że przez wiele lat wspólnego życia, znęcał się nad nią zarówno fizycznie, jak i psychicznie, a jej własna córka musiała na to patrzeć, nie zdecydowała się na uchronienie ani siebie, ani własnego dziecka przed dalszym życiem w patologii.

To już samo w sobie jest toksyczne w relacji z Lily, natomiast w książce na śmierci ojca się nie kończy. Począwszy od tego, że kobieta niemal zmusza swoją córkę do wygłoszenia mowy pożegnalnej na pogrzebie ojca; przez brak wsparcia przy samodzielnym wchodzeniu w dorosłe życie i otwieraniu swojego biznesu, a nawet podcinaniu skrzydeł już na samym początku oraz martwienie się tylko o zmarnowanie spadku; po bezczelne usprawiedliwianie zachowań ojca. Czytelnik współczuje jej, że znalazła się pod wpływem przemocowca i nie mogła się spod niego wyrwać przez tyle lat, ale jednocześnie odczuwa po prostu wściekłość, że nie zawalczyła przynajmniej o swoje własne dziecko i jego szczęście.

Natomiast w filmie, postać matki wydaje się być bardzo spłycona, dużo mniej toksyczna, bo jakby zupełnie nieświadoma tego, jak jej postępowanie wpływało na dzieciństwo i nadal wpływa na dorosłe życie córki. Oglądając ekranizację, dużo bardziej jej współczujemy – widzimy zagubioną i uzależnioną od swojego oprawcy kobietę, która jednak bardzo szybko staje się samodzielna i jakby na powrót odzyskuje radość z życia i kontaktu ze swoją córką, który wcześniej był ograniczony, ponieważ nie chciała ona mieć do czynienia z ojcem.

 

7. Niuanse w relacji Lily i Atlasa

Relacja Lily i Atlasa nie miała łatwego początku. Poznali się, gdy chłopak był w kryzysie bezdomności i tymczasowo chronił się w pustostanie naprzeciwko domu dziewczyny. Oboje byli w wieku szkolnym, ale czuli, że nie mogą liczyć na pomoc dorosłych i to przeświadczenie poniekąd ich połączyło. Ta podstawa ich znajomości w książce i filmie jest taka sama. Natomiast różnią się istotne szczegóły – niektóre elementy w ogóle nie pojawiły się w filmie, a inne zostały zmienione.

Zaczynając od jednej z ważniejszych różnic – nazwy restauracji Atlasa. W książce jest to Bib’s, będące akronimem „Better in Boston” („Lepiej w Bostonie”). W młodości Lily i Atlas wiele razy rozmawiali o Bostonie jako miejscu, w którym wszystko jest lepsze. Cała idea chęci zamieszkania w tym mieście, będącym niejako metaforą znalezienia się daleko od problemów, wyszła od chłopaka, który miał mieszkającego w Bostonie wujka, u którego bywał często z matką, a który zaproponował mu, że może się do niego wprowadzić. Właśnie m.in. dlatego, po wyjeździe Atlasa i skończeniu szkoły, Lily postanawia przeprowadzić się do tego miasta. Wspomnienie o Bostonie w tym kontekście również wystąpiło w filmie, jednak postanowiono zmienić w nim nazwę restauracji na Roots („Korzenie”) na podstawie całkowicie nowej sceny, której nie było w książce. W tej scenie bohaterowie pielą wspólnie ogródek, a Lily opowiada Atlasowi, że ochrona korzeni przed śniegiem i mrozem jest bardzo ważna, ponieważ jest to najważniejsza część roślin i ziół.

Przez całą książkę, momenty retrospekcji przedstawiane są w formie wpisów z pamiętnika skierowanych do Ellen DeGeneres, której Lily była ogromną fanką. Wspólnie z Atlasem oglądała „The Ellen DeGeneres Show” i ten motyw również pojawia się w filmie, ale jednorazowo i przelotnie. Jedną kartkę z pamiętnika z „Dear Ellen” („Droga Ellen”) w nagłówku widzimy tylko raz na samym początku pierwszej retrospekcji, a gdy Atlas zjawia się w kwiaciarni Lily oprócz swojego numeru telefonu „na wszelki wypadek”, daje jej także książkę z dedykacją od Ellen, co jest idealnym połączeniem między ich młodszą i starszą wersją, czego nie doświadczamy w filmie.

O ile w ekranizacji poznajemy genezę imienia córki Lily i Ryle’a, o tyle w ogóle nie pada jej drugie imię, czyli Dory. W książce było to nawiązanie do filmu „Gdzie jest Nemo?” i postaci rybki, która cierpiała na brak pamięci krótkotrwałej i często powtarzała: „Wiesz co się robi jak życie dołuje? Mówi się trudno i płynie się dalej!” głosem… Ellen DeGeneres. Oprócz tej oczywistej słabości Lily do tej postaci, jest to cytat, który często powtarza sobie w trudnych chwilach. A ostatnie słowa, które wypowiada Atlas w książce to: „Lily, możesz już przestać płynąć. Wreszcie dotarliśmy do brzegu”, co bierze całość w piękną klamrę narracyjną.

Również rozstanie młodszych Lily i Atlasa różni się w książce i filmie. Podczas gdy w książce jest ono nam jasno zapowiadane, a nastolatkowie mają szansę się pożegnać i spędzić ostatnie romantyczne chwile we dwoje, gdy już się to wydarza – we wcześniej ustalonym przez Atlasa terminie – bohaterka bardzo cierpi, o czym wiemy, bo tradycyjnie zwierza się ona Ellen. Natomiast w filmie ich związek zostaje brutalnie przerwany przez ojca Lily, który bije Atlasa tak mocno, że ten trafia do szpitala i już nie wraca do dziewczyny.

 

8. Podstawy charakteru Allysy

Allysa, mimo że jest postacią drugoplanową, zarówno w książce, jak i filmie odgrywa kluczową rolę. Można powiedzieć, że jest postacią tragiczną, ponieważ jest jednocześnie siostrą Ryle’a i przyjaciółką Lily, z którą poznała się, jeszcze zanim się dowiedziała, że mają się oni ku sobie. Jednak w powieści i jej ekranizacji nadano jej trochę inną rolę.

Zarówno w książce, jak i filmie, Lily i Allysa poznają się w dopiero co zakupionej i remontowanej kwiaciarni, która jeszcze na kwiaciarnię nie wygląda. W powieści, gdy dziewczyna dowiaduje się, jaki Lily ma pomysł na to miejsce, od razu się rozpromienia („Naprawdę? Uwielbiam kwiaty”). Natomiast jej reakcja w ekranizacji całkowicie zaskakuje, bo jest zupełnie odwrotna („Fuj… Och, przepraszam. Mam z tym problem… Moja twarz mówi wszystko. Po prostu nie znoszę kwiatów”), ale jednocześnie mówi nam dużo o bohaterce, która od początku jest bardzo bezpośrednia, szczera i może trochę bezczelna, ale za to, gdy Lily już się z nią zaprzyjaźnia, zawsze może liczyć na jej prawdziwą opinię – co jest ważne w dalszej części filmu.

W książce dostajemy jedynie informację, że Allysa lubi kwiaty – bez żadnej przyczyny. Tak czasem po prostu jest, że coś się lubi, bez powodu. Natomiast, gdy się czegoś nie lubi, zazwyczaj jest ku temu jakiś powód. Filmowa Allysa tłumaczy to tak: „Na przykład, dlaczego po prostu nie dasz mi czegoś żywego zamiast czegoś, co już umiera? A potem to przysporzy mi jeszcze więcej pracy, gdy będę musiała się tego pozbyć… Ale to tylko moje zdanie” – zdanie, które Allysa ma od czasu pogrzebu jej brata, bo do tamtego momentu bardzo kochała kwiaty, czego dowiadujemy się pod koniec filmu. Podczas gdy w książce Allysa jest bardzo podekscytowana na pomysł Lily, by stworzyć nieszablonową kwiaciarnię, która będzie odwrotnością tego, co reprezentują kwiaty („Są żywe, więc nasuwają mi się skojarzenia z życiem. I może jeszcze z kolorem różowym. I z wiosną”) i eksploracji ich mrocznej strony, użyciu „ciemniejszych kolorów, na przykład ciemnego fioletu albo nawet czerni”, a „zamiast wiosny i życia celebrowania też zimy i śmierci”.

Inne motywacje towarzyszą też Allysie już przy okazji przekraczania progu kwiaciarni Lily. Podczas gdy w filmie robi to z ciekawości, co powstanie w od dawna zamkniętym już lokalu, a to bardziej Lily po krótkiej rozmowie proponuje jej pracę, w książce Allysa od początku jest bardzo podekscytowana na możliwość pomocy Lily, ponieważ „czasami się nudzi”, ale tak naprawdę nie potrzebuje pracy. W późniejszej części książki, dowiadujemy się, że wraz ze swoim partnerem od dwóch lat mają problem z zajściem w ciążę – o czym w filmie nie pada ani jedno słowo – i z tego powodu chce zająć czymś myśli, chociaż nawet później, jak już im się udaje, jest bardzo oddana swojej pracy.

 

9. Mroczna przeszłość Ryle’a

Jedną z mrocznych tajemnic Ryle’a, która zdaje się tłumaczyć – ale w żadnym wypadku nie usprawiedliwiać – jego zachowanie, wybuchy złości i przemocowość, jest to, że zabił on swojego brata. Nieumyślnie, w zabawie i mając 5 lat. Emerson miał wówczas 7 lat i w wyniku niefortunnego zbiegu okoliczności podczas zabawy pojawiła się między nimi prawdziwa broń.

W książce Lily dowiaduje się o tym zdarzeniu po tym, jak jej mąż zepchnął ją ze schodów. Jest to bardzo emocjonalny moment, bo w bohaterce kłębią się skrajne uczucia, gdy próbuje oddzielić swoją krzywdę od krzywdy, którą zaznał Ryle – bądź co bądź jej oprawca. Stara się go nie usprawiedliwiać, ale jednocześnie go kocha i podchodzi do jego historii z empatią i współczuciem. W kulminacyjnej chwili Ryle mówi wówczas, że „nawet nie zdawał sobie sprawy, że trzyma prawdziwy pistolet” i że od tamtej pory chodzi na terapię.

Ale w filmie te słowa nie padają z ust Ryle’a, bo to nie on mówi Lily o tym wydarzeniu tylko Allysa, która w książce nakłania swojego brata, by w końcu opowiedział żonie, co może wpływać na jego zachowanie. Co więcej, cała ta historia zostaje opowiedziana, gdy Lily jest już w ciąży – kobieta już podjęła decyzję o tym, żeby zwierzyć się swojej szwagierce oraz przyjaciółce i to ona prosi, by ta opowiedziała, co stało się z ich bratem.

Zmiana osoby, która opowiada tę historię Lily jest o tyle kluczowa, że w książce Ryle zdaje się wyraźniej widzieć przyczynę swojego zachowania, napadów agresji, potrzeby kontynuowania terapii lub zmienienia swojego podejścia do niej. Nie potrafi się zmienić, ale dostrzega swoje błędy i tłumaczy, jak się czuje, gdy dopada go fala złości. W filmie natomiast ten temat wydaje się dla niego na tyle ciężki lub twórcy starają się pokazać go w gorszym świetle pod względem samoświadomości, a nawet ignoranctwa w tym temacie, że nie potrafi opowiedzieć o tym Lily i przyznać się do pewnego rodzaju ułomności. Dodatkowo w filmie obiecuje Lily, że zwróci się do kogoś po pomoc w tym temacie dopiero, gdy ta wyprowadziła się od niego, jest już w zaawansowanej ciąży i prosi go o skręcenie łóżeczka dla ich dziecka. Nie da się jednak ukryć, że dzięki temu, że pałeczkę w tej kwestii przejęła Allysa, dostaliśmy scenę siostrzeństwa (o której wspominałam już wyżej), która powinna być wzorem dla wielu kobiet i przyjaciółek.

 

10. Przemocowość wobec partnerki a kontakt z dzieckiem

Czy partnerzy przemocowi względem swoich partnerek powinni mieć niekontrolowany i nielimitowany kontakt ze swoimi dziećmi?

Książka po części zdaje się odpowiadać na to pytanie. Na ostatnich stronach Lily wpada na Atlasa, prowadząc swoją córeczkę do Ryle’a, bo „to jego dzień opieki”. Daje mu tym do zrozumienia nie tylko to, że rozstała się ze swoim mężem, ale także informuje czytelników, że nie zabrania mu kontaktu z Emmy – i to sam na sam, jak dowiadujemy się później. Jednak jej wewnętrzne przemyślenia nie pozostawiają wątpliwości, że boi się sytuacji, w której dziewczynka wyprowadzi swojego ojca z równowagi. Ten strach będzie jej towarzyszył najprawdopodobniej przez całe życie, ale bazując na własnych doświadczeniach (jej ojciec, mimo że był agresywny w stosunku do matki i Atlasa, jej nigdy nie zrobił fizycznej krzywdy), swoich obserwacjach i instynkcie, postanawia dać mu szansę i nie zabierać Emmy wartościowej relacji z tatą. Jednocześnie, rozstając się z Ryle’m, chroni ją przed koszmarem, który sama musiała przeżywać.

Natomiast twórcy filmu w tej kwestii postawili na niedopowiedzenie. Niby w jednej z ostatnich scen widzimy, jak Lily nie ma obaw przed tym, by Ryle trzymał ich dopiero co narodzoną córeczkę, ale w ostatniej scenie przed przypadkowym spotkaniem z Atlasem na targu, bohaterka oddaje Emmy pod opiekę swojej mamie. Natomiast Atlasowi, na niedokończone pytanie, czy nadal jest z Ryle’m odpowiada: „Nie, jesteśmy tylko my” – mając na myśli siebie i córkę.

Wydaje się, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie i zarówno Colleen Hoover, jak i twórcy filmu zdają się jej nie udzielać wprost. Każda z decyzji łączy się z niekończącym się bólem i strachem. Żadna osoba ani relacja – czy to z partnerem, czy dzieckiem – nie jest taka sama, „każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób”*** i tylko od ocalałej zależy to, jak potoczą się jej losy. Przynajmniej do czasu, gdy dziecko samo nie będzie mogło zadecydować.

 

[BONUS] Brakujące postacie

Kup ebooka It Starts With Us na Woblink.com

Książki mają to do siebie, że papier potrafi zmieścić zdecydowanie więcej niż taśma filmowa. Dlatego w ekranizacji „It Ends With Us” nie pojawiło się kilka postaci pobocznych, m.in. przyjaciel gej Lily, Devin, który wzbudził zazdrość Ryle’a, udając jej chłopaka; jej współlokatorka Lucy; rodzice Ryle’a i Allysy oraz, czego osobiście nie mogę odżałować, cudowni przyjaciele Atlasa, którzy przyjmują Lily do grupy, jak swoją. Twórcy uznali, że nie są one na tyle istotne dla fabuły i rozwoju bohaterów pierwszoplanowych, żeby brać je wprowadzić.

Mimo powyższych różnic i pewnych ograniczeń, którymi charakteryzuje się film, „It Ends With Us” jest bardzo dobrą ekranizacją powieści. Rzadko kiedy twórcy dbają o to, by oddać właściwie prawie każdą ważniejszą scenę. Niezależnie od tego, czy film był „dobrze”, czy „źle” promowany; czy uważacie, że książka, mimo swojego zakończenia jest toksyczna; czy oba (lub tylko jedno) dzieła były skokiem na pieniądze – nie da się ukryć, że takich historii w popkulturze jest bardzo mało. A to właśnie popkultura często kształtuje naszą rzeczywistość i sposób, w jaki postrzegamy świat. I może gdzieś na świecie jest taka Lily Bloom, która zobaczy w tej książkowej lub filmowej Lily właśnie siebie, a to da jej siłę na wybranie dla siebie (i być może swoich dzieci) innej drogi, poproszenie o pomoc, przeobrażenie się – z wielką determinacją i bólem – z ofiary w ocalałą.

Podobnie, jak historie prawdziwych Lily, historia tej książkowej nie skończyła się na pierwszej części. Wydana w 2022 roku „It Starts With Us” jest bezpośrednią kontynuacją „It Ends With Us” i opowiada o tym, jak trudno zostawić przeszłość za sobą, mimo że już wydawało nam się, że możemy odetchnąć pełną piersią. Czy w związku z tym powstanie druga część filmu? Sądząc po tym, w jakich stosunkach rozstali się twórcy pierwszej, bardzo w to wątpię. Dla jednych to strata, dla innych film zakończył się idealnie – najważniejsze w końcu jest to, że Lily zakończyła spiralę przemocy – i nie potrzebuje kontynuacji. Cóż, gdybyście jednak chcieli ją poznać, zawsze pozostaje sięgnięcie po książkę.

*edition.cnn.com

**medium.com

***Lew Tołstoj, „Anna Karenina”

 

O autorce

Twórczyni Instagrama @lifebyfelicja, gdzie dzieli się przemyśleniami na temat książek i swoim codziennym życiem.

Wraz ze swoim partnerem tworzy Instagram @watchersi.tv, skupiający się na kinematografii i filmowo-serialowych poleceniach.

Wielbicielka romansów, romantasy, literatury gotyckiej oraz horrorów, dramatów i dokumentów true crime. Kocha jesień, wampiry, audiobooki i kreskówki.