Marcel Moss, kojarzony dotychczas z thrillerami psychologicznymi i kryminałami, wydał swoją pierwszą powieść dla młodzieży! „Mój ostatni miesiąc” to pełna emocji opowieść o miłości, przyjaźni, akceptacji – w tej książce na pierwszym planie znalazły się relacje między bohaterami. Z okazji premiery Marcel Moss udzielił nam wywiadu, w którym opowiada m.in. o tym, co skłoniło go do napisania powieści z gatunku Young Adult i jak się w nim odnalazł. Mówi o tym, jakie emocje chciał wywołać u czytelników, w jaki sposób łączy pisanie z pracą na etacie oraz o samym procesie twórczym. Zdradza także swoje literackie plany na przyszłość i nazwiska autorów, po których książki sięga w wolnym czasie.

Wywiad z Marcelem Mossem:

Większość  Pana powieści to thrillery psychologiczne. W swoim dorobku ma Pan także tytuł zaliczany do domestic noir. Najnowsza książka, której premiera odbędzie się 1 czerwca, to jednak coś zupełnie innego! Czego możemy spodziewać się po „Moim ostatnim miesiącu”?

Wbrew pozorom pod względem poruszanych tematów książka nie różni się zbytnio od mojej serii o warszawskim liceum Freuda. Ponownie skupiam się na problemach trapiących współczesnych nastolatków, tj. poczuciu wykluczenia, niezrozumienia przez rodziców i rówieśników, samotności czy nieakceptowaniu siebie. Oczywiście nie zabraknie też takich kwestii jak odkrywanie własnej tożsamości, tolerancja, przyjaźń czy pierwsza miłość. Zasadnicza różnica między nową książką a poprzednimi jest taka, że w „Moim ostatnim miesiącu” nie ma mrocznej intrygi kryminalnej. W tej historii chodzi o emocje i relację między bohaterami.

Kup ebooka Mój ostatni miesiąc na Woblink.com

Dlaczego akurat książka młodzieżowa? Co skłoniło Pana do sięgnięcia po ten gatunek?

W klimatach młodzieżowych czuję się równie doskonale co w kryminalnych. Tak naprawdę nie umiem zdecydować, który gatunek jest mi bliższy. Jestem typowym człowiekiem XXI wieku, który z przyjemnością śledzi wszelkie nowinki i zmieniające się trendy. Wśród nastolatków czuję się jak ryba w wodzie, a pisanie o nich i dla nich przychodzi mi naturalnie. Nie ma w tym żadnego zagrania pod publiczkę. Poza tym wiem, że większość moich odbiorców to osoby młode. Mam z nimi wspaniały kontakt i cieszę się, że okazują mi tyle zainteresowania. Tym razem zapragnąłem wyjść poza ramy kryminału i pokazać się z innej, teoretycznie łagodniejszej strony. Planowałem to od dawna. Właściwie to rozważałem zadebiutowanie „Moim ostatnim miesiącem”, ale ostatecznie postawiłem na teoretycznie bezpieczniejszy gatunek. Myślę, że dobrze się stało, bo dziś czytelnicy, którzy znają moją filozofię, będą mogli się lepiej wczuć w tak delikatną, wyważoną lekturę.

Swoich stałych czytelników przyzwyczaił Pan do mrożących krew w żyłach historii. Sądzi Pan, że będą zaskoczeni?

Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się aż takiego zaskoczenia (śmiech). Od początku przecież przygotowałem czytelników na ten moment. Seria o liceum Freuda miała być w moim zamyśle etapem przejściowym między mrocznym kryminałem a young adult. W innych powieściach też nie brakowało nastoletnich bohaterów („Nie patrz”, „Mroczne sekrety”, „Zaginieni”). Wydawało mi się, że wszystko przebiega płynnie, ale jak się okazało, w oczach wielu czytelników figurowałem jako autor typowych krwawych i mrocznych kryminałów. Na szczęście początkowy szok szybko przerodził się w zaciekawienie. Otrzymałem wiele pozytywnych opinii i słów wsparcia.

Głównych bohaterów „Moje ostatniego miesiąca” poznajemy w bardzo trudnych dla nich momentach. Sebastian nie potrafi pogodzić się ze stratą najbliższej osoby i ucieka w używki. Nie widzi sensu w dalszym życiu. Mateusz jest śmiertelnie chory i chce zrobić wszystko, aby wyzdrowieć. Skąd pomysł na zestawienie ze sobą tych dwóch postaci?

Zdaję sobie sprawę z tego, że dla niektórych takie zestawienie może się wydać ekstremalne, ale czy współczesny świat taki nie jest? „Mój ostatni miesiąc” to przede wszystkim historia o docenieniu życia. Chciałem, by czytelnik w codziennym pędzie zatrzymał się na chwilę i zastanowił nad tym, czy warto tak gnać. I przede wszystkim: czy warto przejmować się błahostkami, podczas gdy inni dzielnie mierzą się z prawdziwymi problemami?

W powieści pisze Pan także o relacjach między nastolatkami i ich rodzicami. Szczególną uwagę zwraca ta łącza Sebastiana z jego mamą – pełna ciepła, troski i miłości. Czy podczas tworzenia książki myślał Pan nie tylko o nastoletnich czytelnikach, ale także ich rodzicach?

Jak najbardziej. Zależy mi na tym, by moje książki mógł czytać każdy, bez względu na wiek. Zarówno seria o liceum Freuda czy „Mój ostatni miesiąc” to książki, które bez problemu mogą czytać osoby dorosłe, zwłaszcza rodzice nastolatków. Wiedzę o trudnościach w relacjach na linii rodzic-dziecko czerpię z rozmów z czytelnikami mojego profilu „Zwierzenie”. Poza tym sam mogę co nieco powiedzieć na ten temat. Jeszcze nie jestem aż tak stary (śmiech).

Część akcji „Mojego ostatniego miesiąca” rozgrywa się w ośrodku Eden. Przedstawione w powieści hospicjum wygląda zupełnie inaczej niż w stereotypach. Czy Eden został oparty o istniejącą placówkę czy jest to Pana kreacja?

Eden to fikcyjna placówka, która powstała w oparciu o dokładny research oraz liczne rozmowy z moimi czytelnikami, których bliscy przebywali w hospicjach. Okazało się, że wbrew panującej opinii dla wielu chorych hospicjum jest prawdziwym wybawieniem i miejscem, w którym odnajdują wewnętrzny spokój. Muszę przyznać, że gdyby nie pandemia, sam zgłosiłbym się na wolontariat, by jeszcze lepiej zrozumieć panujące w hospicjum realia. Niestety tym razem nie było to możliwe.

Kup ebooka, audiobooka lub książkę papierową na Woblink.com

Mimo, iż najnowsza powieść znacznie różni się od Pana dotychczasowej twórczości, to jednak występuje w niej wiele punktów wspólnych, zwłaszcza z książką „Wszyscy muszą zginąć”. W obu pisze Pan o poszukiwaniu tożsamości, radzeniu sobie z traumą i stratą bliskich osób, śmierci, używkach, tolerancji i orientacji seksualnej. Czy celowo zdecydował się Pan poruszyć je wszystkie zarówno w jednej, jak i drugiej książce?

Zawsze piszę o tym, co jest dla mnie ważne, dlatego poruszane przeze mnie tematy często powtarzają się w książkach. Pewne kwestie warto wspominać więcej niż raz, gdyż różne książki trafiają do różnych odbiorców. Zależy mi na tym, by z moich powieści wybrzmiewały takie hasła jak tolerancja, równość czy potrzeba pielęgnowania zdrowia psychicznego. Chcę dotrzeć ze swoim przekazem do jak największej liczby osób.

Czy swoją twórczością chce Pan nakłonić czytelników do refleksji, wzbudzić w nich jakieś konkretne emocje?

Przede wszystkim chcę uświadomić ludziom, że nie ma sensu żyć w świecie pełnym nienawiści. Negatywne emocje nikomu nie służą, a już na pewno nie tym, którzy je w sobie hodują. Szanujmy innych i pamiętajmy, że dopóki nikogo nie krzywdzimy, powinniśmy mieć prawo żyć tak, jak chcemy.

Zadebiutował Pan w 2019 roku powieścią pt. „Nie odpisuj” i od tego czasu wydał już dwanaście książek. Jak to się Panu udało biorąc pod uwagę, że łączy pan pisanie z pracą na etacie?

Nie mam pojęcia (śmiech). Jestem bardzo szczęśliwy, że udało mi się tyle osiągnąć i jednocześnie nie wprowadzić w swoim życiu prywatnym żadnej rewolucji. Do dziś zaledwie garstka osób z mojego najbliższego otoczenia wie, że piszę książki. To zabawne, gdy pomyślę, że przecież wyskakują one z półek sklepów i księgarni w całej Polsce. W każdym razie żyję normalnie, a mój świat nie krąży wokół pisania. Zobaczymy, jak długo uda mi się utrzymać ten stan.

Niektórzy pisarze muszą mieć zawsze pod ręką kubek kawy, bądź piszą o stałych porach. Jak to wygląda u Pana? Czy ma Pan jakieś przyzwyczajenia związane z pisaniem?

Nie narzucam sobie żadnej rutyny, gdyż sam jestem jej całkowitym przeciwieństwem. Mam ekstrawertyczną naturę, która z pewnością nie sprzyja procesowi pisania. Uwielbiam spotykać się z przyjaciółmi, chodzić do kina, na długie spacery czy rower. Wiem, że idealnie byłoby codziennie wstawać rano i pisać przez wiele godzin. Wtedy na pewno spod mojego pióra wychodziłoby jeszcze więcej pozycji. Przydałaby mi się regularność, ale koniec końców jestem na tyle zdyscyplinowany i odpowiedzialny, by wydawać kilka książek rocznie. Lubię pisać i gdy już rozpoczynam prace nad książką, wszystko toczy się w błyskawicznym tempie, a ja wsiąkam w historię.

A jak wyglądają Pana literackie plany na przyszłość? Czy będzie pan kontynuował pisanie dla młodzieży?

Chciałbym równolegle wydawać powieści kryminalne i młodzieżowe. To moje ulubione gatunki, w których jestem autentyczny. Mam bardzo ambitne plany na przyszłość i wierzę, że uda mi się je zrealizować.

Na koniec zawsze pytamy naszych rozmówców o dwie rzeczy: młodzieńcze wspomnienia związane z literaturą i ulubione książki. Jakie książki czytał Pan w dzieciństwie i czy pamięta Pan pierwszą samodzielnie wybraną lekturę?

Tego typu pytania zawsze są dla mnie najtrudniejsze (śmiech). A to dlatego, że prywatnie jestem raczej typem kinomana. Wolę wyjść do kina niż spędzić wieczór pod kocykiem i z książką. Ma to swoje zalety, bo czytając mniej, na nikim się nie wzoruję i pilnuję swojego unikalnego stylu.

A jeśli już zdarza się panu sięgnąć po książkę, to co pan czyta? Czy mógłby się pan podzielić z czytelnikami swoimi pięcioma ulubionymi książkami.

Z pięcioma może być problem, ale zawsze z przyjemnością sięgam po nowe powieści Dana Browna, B.A. Paris czy Gillian Flynn. Lubię szybkie, lekkie thrillery, idealne do pociągu czy samolotu. Literatura to dla mnie bowiem przede wszystkim forma rozrywki i przyjemnego spędzenia czasu.

Wywiad przeprowadziła Martyna Gancarczyk
Autorem zdjęcia Marcela Mossa jest Bartosz Pussak