Jeśli coś w polskiej literaturze zasługuje na wyniesienie pod niebiosa, są to z pewnością „Niestworzone historie” Andrzeja Kotańskiego. Nazwałbym je syntetycznie Rozkosznymi Miniaturami Prozą, które można celebrować jak czekoladkę po czekoladce, lub zeżreć na raz jak całą bombonierkę. Niezręcznie mi się kreśli te entuzjastyczne zdania o czymś, co już dawno powinno zostać uznane za wielkie, choć jest tak drobne i filigranowe. Owszem, można było je przeoczyć w latach 90-tych, k...