Opis treści
„Jeśli lubisz moje książki, spodoba Ci się też ta” – Stephen King.
„Całkowicie hipnotyzująca…” – A.J. Finn
Kiedy Joe Thorne miał piętnaście lat, jego młodsza siostra, Annie, zniknęła. Myślał wtedy, że to najgorsza rzecz, jaka może spotkać jego rodzinę. Dwa dni później jednak Annie wróciła. Wiele lat później Joe Thorne wraca do spokojnej miejscowości, w której spędził dzieciństwo i rozpoczyna pracę jako nauczyciel w podupadającej szkole. Mężczyzna tonie w długach i ukrywa się przed niebezpiecznymi gangsterami. Powrót oznacza konfrontację z ludźmi i trudnymi wspomnieniami z przeszłości. Tajemnica tragicznych wydarzeń sprzed 25 lat nadal pozostała nierozwiązana. Teraz Joe musi rozdrapać stare rany i stawić czoła dawnym wrogom.
Wkrótce okaże się jednak, że czasami lepiej nie wracać…
„Zniknięcie Annie Thorne”, C.J. Tudor – jak czytać ebook?
Ebooka „Zniknięcie Annie Thorne”, tak jak pozostałe książki w formacie elektronicznym przeczytacie w aplikacji mobilnej Woblink na Android lub iOS lub na innym urządzeniu obsługującym format epub lub mobi - czytnik ebooków (Pocketbook, Kindle, inkBook itd.), tablet, komputer etc. Czytaj tak, jak lubisz!
Zanim zdecydujesz się na zakup, możesz również przeczytać u nas darmowy fragment ebooka. A jeśli wolisz słuchać, sprawdź, czy książka jest dostępna w Woblink także jako audiobook (mp3).
Czytelnik Woblinka 20-07-2019
Czytelnik Woblinka 20-07-2019
Duszna atmosfera, klimat mrożący krew w żyłach, wsysająca fabuła, antypatyczni bohaterowie ble ble ble ble, frazesy. Aby oddać kwintesencję tego, jaką sieczkę z mózgu robi ta historia powinnam wyekstrahować i wtłoczyć tutaj – w te literki – mój strach i obrzydzenie, które towarzyszyły mi od początku, do samiuśkiego końca czytania tej powieści. Nie da się, próbowałam ;) dlatego liczę, że kilka zdań częściowo odda mój zachwyt =) Joe Thorne, którego drugie imię to "sarkazm" i "walimnieto" po 25 lata wraca do rodzinnej miejscowości Arnhill. Bynajmniej nie z pobudek sentymentalnych. Joe władował się w niemałe tarapaty, postanawia zaszyć się w tej dziurze zabitej dechami i zrealizować pewien plan. Plan, który zakłada powrót do tragicznych wydarzeń sprzed kilkudziesięciu lat, kiedy to jego mała, ośmioletnia siostrzyczka Annie zniknęła w tajemniczych okolicznościach. Najgorsze jest jednak to, że... wróciła. "Zniknięcie Annie Throne" nie jest sympatyczną historyjką idealną do popołudniowej kawki. Pierwotne zło emanujące z kart tej powieści, oblepia człowieka, wnika pod skórę i niepokoi. Tudor świetnie "operuje grozą", bo niemalże każdy element fabuły nas straszy: klaustrofobiczna Arnhill, nieprzyjaźni mieszkańcy, mroczna kopalnia, prześladowanie i przemoc w szkole no i oczywiście sama historia wypełniona złem. Złem, które wsiąka w mury domów, ziemię, mieszkańców... i paruje. "Zniknięcie Annie Thron" ma w sobie to, co najbardziej cenie w horrorach – niebanalną grozę (nie gonią nas zombiaki, wampiry i duchy) oraz to, co cenię najbardziej w thrillerach – intrygującą zagadkę z zaskakującym finałem. To wszystko spowite aurą zgnilizny. Na szczególną uwagę zasługuje budowanie napięcia poprzez retrospekcje oraz sposób, w jaki autorka kreuje postać głównego bohatera. Najpierw mu współczujemy, a później, poprzez odkrywanie kolejnych (nomen omen;) kart zastanawiamy się jaką rolę odegrał w tragedii sprzed dwudziestu pięciu lat. "Ludzie – szczególnie jeśli chcą sprawić wrażenie bardzo mądrych – lubią powtarzać, że niezależnie od tego jak długa pokonamy drogę, nigdy nie zdołamy uciec od samych siebie. Gówno prawda. [...] Jaźń to tylko konstrukt, który można rozłożyć na kawałki, zdemontować i na nowo poskładać". Powieść jest idealnie wyważona – straszy, niepokoi i intryguje. I gdyby nie jeden mankament, mogłabym ją uznać za powieść idealną. Mianowicie – o ile w "Kredziarzu" nawiązania do Kinga mi nie przeszkadzały, to w przypadku "Zniknięcia Annie Thorne" podobieństwo jest zbyt oczywiste, zbyt jaskrawe. Tudor zbudowała powieść na motywie żywcem wyjętym z jednego z najstraszniejszych (i najdoskonalszych) horrorów Stefanka. Co prawda temat został ugryziony z innej strony i doprawiony innym bukietem przypraw, ale jednak... pewien niedosyt pozostaje. Nie zmienia to faktu, że sam klimat, atmosfera grozy i naprawdę ciekawa zagadka kryminalna są innowacyjne, niepowtarzalne i na tyle soczyste, że warto się skusić na konsumpcję. "[...] dobre wspomnienia przypominają motyle: są ulotne, kruche i nie da się ich schwytać, nie miażdżąc ich. Z kolei te złe – poczucie winy, wstyd – tkwią w człowieku niczym pasożyty, po cichu zżerając go od środka". Jeszcze nie ochłonęłam po "Zniknięciu Annie Thorne" a już wypatruję kolejnej książki C. J. Tudor. Autorka dołącza do nielicznego grona pisarzy, którzy potrafią pobudzić moją wyobraźnię i przestraszyć do tego stopnia, że zasypiam przy włączonej lampce nocnej.
Opinia nie jest potwierdzona zakupem