Opis treści
Szalony kryminał z zabawnymi wątkami erotycznymi, a jednocześnie przewodnik po tajemniczych miejscach Pragi. Świetna parodia powieści sensacyjnej.
Pewnej nocy na Wyspie Cesarskiej ginie w pożarze dwanaście samic nosorożca. Po co w stolicy Czech, pośrodku Wełtawy, ktoś hoduje nosorożyce? Inspektor Lavabo rozpoczyna śledztwo. Ustalenia prowadzą go do siedmiu obrazów czeskiego malarza sprzed stu lat. Każdy z nich jest w innym muzeum i każdy ma z tyłu tajemniczy numer lub literę... Wtedy inspektorowi wpada w ręce tajny dziennik Goethego z czasu podróży poety przez Czechy – pozwala on detektywowi zrozumieć, że światem rządzą dziś te same przeciwstawne siły co setki lat temu.
Teorie spiskowe są tu przedstawione dowcipnie, seks został oddemonizowany, a alkohol intronizowany. Inspektor Lavabo pije, bo – jak stwierdza – „regularne spożywanie alkoholu oddala człowieka od rzeczy nietrwałych, jak życie rodzinne, gromadzenie majątku czy kariera zawodowa, a zbliża do rzeczy wiecznych, jak inspiracja muzyczna, zwariowane miłości, zrozumienie istoty wszechświata i bytu”.
Z tą szaloną kryminalno-sensacyjną powieścią zwiedzimy tajemnicze zaułki Pragi. Petr Stančík jest wspaniałym przewodnikiem!
Senga 03-08-2020
Senga 03-08-2020
„Bezrożec” wkroczył z hukiem na moją półkę „książek na poprawę nastroju” i zajął na niej niezagrożone miejsce. Nie jest to książka wyjątkowo oryginalna, bo czerpie Stančik z dziedzictwa innych twórców bezczelnie, ale robi to bardzo inteligentnie i sprawnie. Znajdziemy w „Bezrożcu” teorię spiskową i erudycyjne zabawy godne Eco, poczucie humoru i polot Vonneguta, rubaszność Haška i mnóstwo surrealizmu, którego sam Dali by się nie wstydził. Wszystko to polane jest gęstym sosem alkoholi świata, w różnorodności tak olbrzymiej, że Bukowski by nie podołał, oraz płynów ustrojowych zostawianych w pościeli, z czego dumny byłby markiz de Sade. Tak się złożyło, że mieszanka tych nazwisk, to dla mnie koktail idealny. Dołóżmy do tego moją ulubioną Pragę, która objawiła tu zupełnie nowe zakamarki, wartkie tempo i zaskakujące zwroty akcji, szalone strumienie skojarzeń i dowcip czarny jak moje serce - można się upoić. Dodatkową rozrywką jest odkrywanie co tu jest oszustwem, a co prawdą, bo jak redaktor Szczygieł podsumowuje na okładce, pozwala sobie Stančik nabierać czytelnika do tego stopnia, że nawet motta rozdziałów napisał udając innych. Czuję, że sięgnę po tę książkę jeszcze nie raz. Konkurs recenzencki Woblinka
Opinia nie jest potwierdzona zakupem