„Larwy
lumpenproletariatu” Anny Filipiak Hasior to powieść obyczajowa,
która w sposób humorystyczny, a czasem ironiczny ukazuje mentalność naszego
społeczeństwa, myślenie stereotypami oraz bardzo głęboko zakorzenione
uprzedzenia. To pewnego rodzaju rozliczenie się autorki z kilkuletnią pracą
za ladą, wnioski wyciągnięte po obserwacji ludzi przewijających się w tamtym
okresie przez sklep, jak i jego okolicę. To także spostrzeżenia dotyczące
lokalnej społeczności od tej drugiej, brzydszej strony: meliniarzy, zbieraczy
złomu, żebraków. Główni bohaterowie tej powieści to
rodzina gnieżdżąca się w mieszkaniu pewnego blokowiska: Grażyna, jej dorosły
już syn, córka z zięciem i wnuk. Zabawnie, ale też w dosadny sposób zostało
przedstawione zwykłe życie tych ludzi, ich problemy, niezaradność,
namiętności oraz potrzeba wyrwania się
ze środowiska. Grażyna jest łącznikiem między różnymi warstwami społecznymi z
racji wykonywanego zawodu i kręgu posiadanych znajomych. Zakompleksiona,
marząca o miłości i ponownym wyjściu za mąż, bardzo chce awansować w
hierarchii społecznej. Tego samego pragnie dla swoich dzieci. Jednak wizja
lepszego życia często zostaje zepchnięta na boczny tor, bo teraźniejszość to
walka o byt i przetrwanie. Książka dowcipnie, a
jednocześnie bezpruderyjnie ujmuje temat krawędzi patologii społecznej. Tytuł
wywołuje często uczucie obrzydzenia, ale czytając tę powieść, takie właśnie
emocje mogą towarzyszyć czytelnikowi względem bohaterów.
Ebooka „Larwy lumpenproletariatu”, tak jak pozostałe książki w formacie elektronicznym przeczytacie w aplikacji mobilnej Woblink
na Android lub iOS
lub na innym urządzeniu obsługującym format epub lub mobi - czytnik ebooków (Pocketbook, Kindle, inkBook itd.), tablet, komputer etc. Czytaj tak, jak lubisz!
Zanim zdecydujesz się na zakup, możesz również przeczytać u nas darmowy fragment ebooka. A jeśli wolisz słuchać, sprawdź, czy książka jest dostępna w Woblink także jako audiobook (mp3).
Czytelnik Woblinka 17-12-2014
Kiedy widzimy białe skręcające się larwy , to w pierwszej chwili mamy najczęściej negatywne odczucia. Nieprzyjemne dla oka robaki, kojarzą się nam ze szkodnikami, czymś obrzydliwym. Są symbolem brudu i pasożytnictwa. Zdarza się, że dostrzeżemy w nich jednak coś interesującego. Niektóre przekształcą się w chrząszcze i piękne motyle, a inne są pożyteczne. Jak świat stary, Larwy lumpenproletariatu były, są i będą. Być może to ratunek dla ludzkości, białko na wagę życia? Tak jest też z bohaterami tej powieści. Pasożyty, nieciekawe typy, szkodniki. Tak bohaterów oceniamy w pierwszej chwili. Jak odpychające nas robactwo. "Larwy lumpenproletariatu" to swoista metafora lokalnej społeczności. Każdy widzi egoistycznie tylko swoje problemy. W książce nie ma nazwy miasta, ulic. Możemy wnioskować, że akcja dzieje się w jakimś większym ośrodku, bo są tramwaje, autobusy miejskie. Ale to może być wszędzie. Czytelnik może zauważyć podobieństwa do swojego otoczenia, bo taki efekt prawdopodobnie zamierzała osiągnąć autorka. Wszędzie mamy jakieś garaże, piwiarnie, puby czy kebaby, blokowiska i dzielnice domków. Lokalne pijaczki dodają kolorytu na osiedlu. Często przez lata spotykamy tych samych ludzi siedzących pod sklepem i liczących grosze na flaszkę. Widzimy, ale zarazem nie dostrzegamy ich. Dopiero jak znikają na dłużej, coś nas zastanawia, przypominamy sobie, że był tu taki jeden gościu, twarz nalana, nos czerwony, ale go już nie ma. Co? Umarł? No tak, pijaczyna.
Opinia nie jest potwierdzona zakupem