„Z okrzykiem grozy zerwałem się ze snu. Zimny pot pokrył mi czoło, zęby zaczęły mi szczękać i drżałem kurczowo na całym ciele. A równocześnie przy mdłym i żółtawym świetle księżyca, wdzierającym się poprzez okiennice, zobaczyłem tę ohydę – nieszczęsnego potwora, którego stworzyłem. Uniósłszy firanki łóżka, utkwił we mnie swoje oczy, jeśli oczami można by je nazwać. Szczęki jego otwierały się i wymamrotał kilka nieartykułowanych dźwięków, podczas gdy grymas uśmiechu zmarszczył...