„Czasem przeszłym uratowanym” można by nazwać wspomnienia Pani Marii z Butanowiczów Rożańskiej. Niełatwo bowiem było mi namówić autorkę do ich spisania. „Po co komu to potrzebne? Kogo dzisiaj zainteresuje?” – mówiła nie bez rezygnacji. Bardzo się więc ucieszyłem, kiedy któregoś dnia Pani Maria przeczytała mi kilka pierwszych stron, zastrzegając, że pisze dla siebie. W praktyce miało to oznaczać, że rozpoczęte wspomnienia miały być przeznaczone co najwyżej dla wąskiego grona p...