Gdy ktoś, kto nigdy nie uczył się malować, zabiera się za tworzenie obrazu, nie trzyma się żadnych reguł, nie przestrzega określonych zasad. Prowadzi pędzel po płótnie, kierując się intuicją, a nie narzuconymi schematami. Efektem takiej pracy staje się malunek, który może być porównany do obrazu stworzonego przez małe dziecko, lub niecodzienna abstrakcja mająca określony przekaz. Myślę, że podobnie jest z tą książką.
Jak ja (nie) lubię czekać... to opowiadanie o życiu, o rzeczach dobrych i złych, które nas codziennie spotykają, o tym, że nigdy nie wolno się poddawać, bo życie zawsze jeszcze może nas zaskoczyć... Wiem, że jest to historia, jakich mnóstwo wokół nas, i już prawie wszystko zostało na ten temat powiedziane. Ktoś zapyta: I CO W TYM TAKIEGO WYJĄTKOWEGO??? No właśnie: CO? Sprawdź sam… Oto krótka recenzja kogoś, kto to już przeczytał: „Szczera, bezpośrednia i poruszając...