Pomarszczona, brązowa dłoń wysunęła się z kłębów rękawa. Szponiaste palce zacisnęły się na rzuconym w ich kierunku miedziaku, po czym z szybkością atakującej kobry chwyciły za drewnianą pokrywę. Moim oczom ukazał się ciemny, ciasny tunel prowadzący do podziemi świątyni. Zeszłam na dół, uważając, by nie dotykać wilgotnych ścian. Powietrze stało się gęste i cuchnące. Jeden rzut oka wystarczył mi, by się upewnić, że jestem w miejscu, gdzie kryje się jedna z największych tajemnic...