Opis treści
„Jorn Lier Horst jest coraz lepszy. A już wcześniej był cholernie dobry.” Tarald Aano, Stavanger Aftenblad
Zaginięcie osoby, po której nie został żaden ślad, samo w sobie jest zagadką. A co, jeśli osoba zaginiona pozostawia po sobie ślad, który czyni tę zagadkę jeszcze większą?
To ta pora roku. Po raz dwudziesty czwarty z rzędu William Wisting sięga po akta sprawy zaginięcia Kathariny Haugen. Sprawy, której nigdy nie rozwiązano. Od tego czasu Wisting co roku odwiedza męża Kathariny, który ma niepodważalne alibi, ponieważ w dniu zaginięcia żony pracował daleko od domu. Z biegiem lat stały kontakt komisarza z Martinem Haugenem przeradza się w przyjaźń. Jednak tym razem dom Haugena jest zamknięty. W rocznicę zaginięcia żony Martin Haugen sam znika bez wieści.
Tego samego dnia w komendzie, w której pracuje Wisting zjawia się młodszy śledczy, Adrian Stiller, który w Kripos zajmuje się starymi, nierozwiązanymi sprawami, tak zwanymi cold cases. Zaginięcie Kathariny ma związek z inną zagadką zaginięcia sprzed lat. Dwaj zdolni, różniący się od siebie śledczy będą musieli połączyć siły, ale współpraca z introwertyczym Adrianem Stillerem okaże się sporym wyzwaniem dla Wistinga. Mimo to dla dobra śledztwa obaj będą w stanie zrobić wiele, kto wie, może nawet trochę za dużo?
„Rewelacyjny Jorn Lier Horst (…) Fabuła wciąga i nie sposób odłożyć książki na półkę, zanim nie pozna się zakończenia. Kod Kathariny to jak dotąd najlepsza, najgenialniejsza powieść, jaką napisał. Już nie możemy się doczekać kolejnej historii, jaka wyjdzie spod jego ręki!” Sven Gjeruldsen, Tvedestrandsposten
„wyjątkowa udana (…) pierwszorzędna trójgłosowa opowieść.” Finn Stenstad, Tonsbergs Blad
„Napięcie na wysokim Horstowym poziomie.” Gunn Magni Galaaen, Tronder-Avisa
„Fabuła Kodu Kathariny jest wiarygodna i mogłaby rozgrywać się w rzeczywistości. Nie ma się wrażenia, że wyobraźnia sprowadziła pisarza na manowce. A mimo to powieść jest fascynująca jak mało która.” Geir Rakvaag, Dagsavisen
„Wiarygodne i ekscytujące zagadki kryminalne marki Horst.” Mari Grydeland, Aftenposten