Opis treści
W mojej prozie mogłaby się rozpoznać wspólnota ludzi aktywnych i refleksyjnych, a jednak pozostających w cieniu. Daleko im do bezmyślnego zadowolenia, a niełatwo im znaleźć płaszczyznę kontestacji.
Ludzie ci nie mogą rozwinąć skrzydeł, coś im przeszkadza, coś ich uwiera. Może nie do końca uczciwy akt założycielski nowej Polski, czego konsekwencje wielu przestały przeszkadzać, a im nie przestają. Może zbyt powszechna zgoda na nachalne naśladownictwo, podczas gdy oni uznali, że trzeba mieć własne cele i swoje drogi. Może przeszkadza im zbyt daleko idące podporządkowanie silnym sąsiadom – jak w Pomiędzy.
Wspólnota owa jest i zarazem jej nie ma. Ludzie ci nie bywają zauważani. Dostrzega się wygranych, tych, co skorzystali na przemianach, wykorzystali szansę, oraz przegranych, egzystujących na obrzeżach, tych, którym zabrakło sprytu, wiedzy, kontaktów, aby się urządzić.
Nie piszę ani o jednych, ani o drugich. Mnie interesują ci, którym nie brak pomysłów, inteligencji, umiejętności i mogliby się znaleźć w grupie wygranych, ale mają inne cele, twórczość, działalność społeczną, badania naukowe, ich nie satysfakcjonuje zgarnianie pod siebie. Próbują iść dalej, znacznie dalej.
Moim zdaniem nie rozpoznali się dotąd w swej liczbie i masie, nie wiedzą o sobie nawzajem. Stanowią wspólnotę utajoną, która czeka na odkrycie.