Opis treści
Niemal czterdzieści poruszających relacji mieszkańców Łemkowszczyzny zilustrowanych reportażowymi fotografiami autorstwa Krzysztofa Pierzgalskiego. Publikacja zawiera opowieści o czasach wojennych, dramatach wysiedleń, tęsknocie i powrotach. Historie Łemków i Polaków wzajemnie się uzupełniają, tworzą pełniejszy, pierwszy taki, obraz tej krainy.
„Czym są Ślady? Powrotem do źródeł, zaginionego mikroświata, który – mimo tylu zawirowań – wciąż nie pozbył się swojej tożsamości i odrębności. Migawki z tragicznej historii, ludzie i miejsca zatrzymane w czarno-białych kadrach – przejmujące świadectwo, które autor albumu przekazuje Czytelnikom. Dla ich wiedzy, artystycznych wrażeń, lecz przede wszystkim dla pamięci”.
– Krzysztof Potaczała, fragment Wstępu
„Tu w okolicy nie było roboty, więc mój dziadek pracował na Słowacji. Wracał do domu co dwa tygodnie. Raz wraca, a tu nikogo nie ma! Dom rozgrabiony i pusty! Potem dopiero się dowiedział, że wszystkich wywieźli na Ukrainę. Szukał ich. Jak znalazł, to już tu nie wrócili”.
– Mikołaj Gałczyk, Łemko z Polan
„Tato był w polu, przychodzi do kuchni i mówi: »Szykujcie się, za dwie godziny musimy być na drodze«. Rodzice płakali, a człowiek młody – jeszcze se z tego sprawy nie zdawał. Bo jakby przyszło dzisiaj… Jezus kochany!”
– Maria Pyrcz, Łemkini z Kwiatonia
„W 1947 roku ojca zamknęli w Jaworznie. Centralny Obóz Pracy Jaworzno – tak nazwano to więzienie. Trzymali go trzynaście miesięcy bez wyroku. Mówił później, że gdyby nie nadzieja, że jutro wyjdzie, toby tego nie przetrzymał. Teraz ma dodatek do emerytury za ten obóz, bo niewinnie siedział. Z Myscowej był tam też taki Harowicz. Razem na jednej pryczy spali”.
– Piotr Repak, Łemko z Myscowej
„Nasza wieś znalazła się na linii frontu. Wszędzie kule biły. Chowaliśmy się do piwniczki na ziemniaki albo uciekaliśmy na dół, do potoczka. Jak było trochę spokojniej, ojciec z krewnymi obłożyli tę ziemiankę sągami drzewa, żeby większe pociski jej nie przebiły. Kilka takich zawaliło się ludziom na głowy. Sąsiad się nie ukrywał. Wyszedł na gołe pole z dziećmi i krowami. Spadła bomba między nich i wyrwało mu trzewia”.
– Kazimierz Delimata, Polak z Myscowej, ur. w Hucie Polańskiej
„Ojciec był gajowym. Podejrzewali, że współpracuje z banderowcami. W czerwcu 1947 roku wsadzili go do Jaworzna. Zbili… Stłukli deską od łóżka. Współwięźniowie przynieśli go po tym na kocu i przewracali z boku na bok. Był cały czarny. Po dziewięciu miesiącach wyszedł z obozu, ale do zdrowia już nie wrócił. Zmarł jesienią 1958 roku”.
– Jan Ciura, Łemko z Myscowej
„Myśmy też na pace jechały z siostrą. Płakałyśmy obie bardzo, bo to było wysoko, bałyśmy się. Pamiętam, miałam 6 lat. Kotek mi uciekł pod stodołę, a tak chciałam go zabrać. Strasznie mi było żal tego kotka... Ludzie zabierali ze sobą kury w pozbijanych skrzynkach. Każdy z płaczem. Krowy i konie potem w wagonach głodne, wszystko ryczało”.
– Stefania Hładyk, Łemkini z Kunkowej
„Ale jeszcze panu powiem! Kiedyś to tu była taka wieś, po sąsiedzku. Nazywała się Zawadka Morochowska. Teraz tam nie ma domów, proszę pana, bo wszystkich po wojnie wymordowali. I to zrobił oddział Ludowego Wojska Polskiego. Że niby mieli kontakty z UPA. A to byli biedni i spokojni ludzie, bardzo pracowici. Nikomu nie zrobili nic złego, a taka kara ich spotkała…”
– Józef Żurat, Łemko z Morochowa