Okazuje się, że obok miłości ogromnie bliska jest naszej wrażliwości nadzieja, choćby ta złudna, pocieszająca chorych w utrapieniu. Nadzieja – dawniej mieszcząca się w miłosierdziu opiekuńczych „aniołów w czarnych i czerwonych aureolach”, co „wygładzały zmarszczki bólu / na pościeli”, w wierze w cud „ciepłego dotyku i dobrego słowa lekarza” – zawsze ważniejsza była od chłodnej procedury. Skończyła się bajka o tej bezpowrotnie minionej przeszłości, kiedy „Nikt nie zabijał nadz...