Mam sześćdziesiąt dwa lata i spisałam swoje najpiękniejsze oraz najokrutniejsze chwile. Lubiłam i lubię żyć. Tak po prostu. Trochę na przekór. Dobrze, że lubię pływać pod prąd... Jestem dowodem, że mimo klęsk, porażek, strat, lęku, rozpaczy, tragedii i makabrycznych wydarzeń szatkujących serce na drobne kawałki, wciąż można żyć.
„Przeżyłam setki wydarzeń, z których jedne mnie radowały, drugie smuciły, a jeszcze inne wgniatały w fotel i rzucały po ścianach rozpaczy jak marną kukłą w brutalnym teatrze życia". Powyższy fragment książki doskonale odzwierciedla moje życie... Opowiadając tę historię, czuję się jak główna bohaterka w groteskowej wersji filmu „Cztery wesela i pogrzeb". Tam ludzie na umór się żenili i okazjonalnie umierali, u mnie natomiast okazjonalnie się żenili, a na umór umierali... Mam s...