Opis treści
Maria Dahvana Headley, autorka bestsellerowych powieści, przenosi klasyczną historię Beowulfa we współczesne realia. W scenerii amerykańskiego miasteczka dwie matki – gospodyni domowa i zaprawiona w bojach weteranka – starają się chronić tych, których kochają.Herot Hall to bogate miasteczko z pięknymi rezydencjami. Domostwa pooddzielane są od siebie równymi drewnianymi ogrodzeniami, a mieszkająca tam społeczność jest całkowicie samowystarczalna. W każdym domu jest kominek, każdy kominek jest wyposażony w pojemnik z gazem, a na zewnątrz – na trawnikach i placach zabaw – rosną równe rzędy polnych kwiatów. Jednak tym, którzy mieszkają na przedmieściach, Herot Hall wydaje się fortecą strzeżoną przez gęstą sieć bram, kamer i fotokomórek.Życie Willi, żony Rogera Herota (dziedzica Herot Hall), płynie spokojnie i niespiesznie. Jej dni wypełnione są opieką nad synem Dylanem, niami matek, zajęciami dla dzieci, przyjęciami urodzinowymi i podwieczorkami. Tymczasem w jaskini poza granicami Herot Hall mieszka Dana, weteranka wojenna, i jej syn Gren (zdrobnienie od Grendel). Dana nie chciała Grena, nie planowała Grena, urodziła go jakby przez przypadek, nie wie nawet, kiedy zaszła w ciążę… Gdy wróciła z wojny, on po prostu już był.Pewnego dnia Gren, nieświadom, że Herot Hall postawiło wszystkie płoty i systemy monitoringu, by się odgrodzić właśnie od niego, ucieka z Dylanem. Tego dnia światy Dany i Willi się ze sobą zderzają.
arcytwory1 29-04-2020
arcytwory1 29-04-2020
Słuchaj – Herot Hall to miasteczko, gdzie życie toczy się spokojnie. Sielsko, nie to co w mieście. Jedną z mieszkanek jest Willa, żona dziedzica Herot Hall. Jej całe życie ogranicza się do opieki nad synem Dylanem i braniu udziału w spotkaniach matek. Nie wie, że w jaskini pod miastem żyje Dana wraz z synem Grenem. Dana nie planowała Grena. Nie wie nawet, kiedy zaszła w ciąże. Gdy wróciła z wojny to on już był. Obie kobiety jeszcze nie wiedzą, że niedługo ich drogi się skrzyżyją. A więc ta książka była... nietypowa? Na pewno. Dziwna? To też. Specyficzna? To również. Nie dla mnie? O tak. A czy zła? Po trochu też. Co sprawiło, ze tak było? Trochę tych rzeczy się nabierało. Jednym z głównych powodów był sposób prowadzenia narracji. Nie mam nic przeciwko zmianom osoby, której oczami obserwujemy wydarzenia. Jednak w tej książce nie dość, że zmiany następowały co rozdział, to jeszcze występowało za dużo typów narratorów. Był pierwszoosobowy, był trzecioosobowy, a także znowu pierwszoosobowy, ale w liczbie mnogiej. I w tej liczbie mnogiej był z perspektywy matek albo przyrody. Bo czemu nie. Musisz tam być, by zrozumieć, co tam się działo. Miałam właśnie takie wrażenie, że bez osobistego udziału w wydarzeniach nie masz szans zrozumieć tego, co tam się stało. A to dlatego, że sposób relacjonowania zdarzeń był całkowicie pokręcony. Niby wszystko działo się chronologicznie. Niby wszystko wynikało z ciągu przyczynowo-skutkowego. Jednak mimo to w powieści panował chaos, którego ja nie byłam w stanie ogarnąć. Do tego momentami nie mogłam zrozumieć zachowania bohaterów (ale o tym później). Słuchajcie wszyscy – to miała być współczesna reinterpretacja Beowulfa. Samego utworu przedtem nie znałam, więc cieszyłam się, że będę miała okazję go poznać. No i poznałam, bo przez ten chaos (patrz akapit wyżej) musiałam na moment przerwać lekturę i przeczytać sobie, o co w tym Beowulfie chodzi. Jednak po powrocie do książki wciąż nie wiedziałam, o co chodzi. Powiedz, czy Tobie też się zdarza czytać dalej mimo tego, że to kompletnie nie twoja bajka? Ja właśnie to zrobiłam z tą książką. Bo mimo to, że „Dziedziczka jeziora” była całkowicie nie w moim guście, to miała w sobie coś, co trzymało mnie dalej przy czytaniu. Jest to chyba to, że mimo swoich wad wciągała. Siostra może potwierdzić, że nie mogłam się oderwać od czytania. Zastanawiało mnie, co dziwnego teraz autorka wymyśli. Jakieś przykłady dziwadeł? Patrz, Dana uznaje, że musi schować swojego syna w jaskini. Patrz, teraz Dana wyciąga całkiem dobry miecz z wody. Patrz, Dylan uznaje za swoją matkę Danę, którą widział chyba tylko raz. Patrz, chłopacy widzieli się ostatni raz kilka lat temu, a od razu się poznają. Czy to było jakoś wytłumaczone? Minimalnie, ale nie wystarczająco, by nie wyszło dziwnie i momentami absurdalnie. Ale to w końcu fantasy. Ach, jednak nie do końca fantasy. Bo fantastycznego w książce prawie nic nie ma (oprócz przykładów cudów z góry). Przez to książka traci. Byłaby o wiele bardziej przeze mnie zrozumiana, jakby jej gatunek był doprecyzowany. Bo tak to nie można brać jej na serio, ale na całkowicie niepoważnie też nie. No szkoda. Oto przechodzimy do tego, o czym miałam jeszcze wspomnieć, czyli bohaterów. Nie byli oni ani dobrze skonstruowani, ani źle. Dostajemy dużo informacji o Danie i Willi. Poznajemy ich najgłębsze, najmroczniejsze zakątki duszy. Jednak nie poznajemy za dobrze motywów, jakie nimi sterują. Przez to nie mogłam do końca zrozumieć ich niektórych zachowań. Wydawały mi się absurdalne i po prostu głupie. Tak więc został nam do omówienia tylko styl pisania autorki. Muszę przyznać, że całkiem przypadł mi on do gustu. Wprowadzał cudowny, ciężki, tajemniczy klimat. To między innymi on sprawił, że doczytałam książkę do końca. Jednak mam parę zastrzeżeń. Skakanie między narratorami wprowadzało niepotrzebny chaos. Dodatkowo ilość autorka mogła napisać w każdym rozdziale o te parę zdań więcej, by się nie pogubić w już i tak wielowątkowej fabule. Grubość książki by na tym znacząco nie ucierpiała, a ilość odbiorców, do których by trafiła, znacząco by wzrosła. Głosimy więc, że ta książka jest po prostu dziwna i zła, ale wciągająca. Teraz nie zostało już nic innego, jak odradzić Wam po sięgnięcie po tę powieść. Ilość minusów jednak jest zbyt duża, bym mogła ją Wam polecić. Mnie kompletnie ona nie kupiła. Znam wiele innych reinterpretacji, które są lepsze od tej powieści.
Opinia nie jest potwierdzona zakupem