Opis treści
Czujesz to cudowne ciało pięknej, ukochanej kobiety, tulące się do ciebie, usta szaleją z rozpaczy, nie wiedząc, gdzie całować, głowa osuwa się na piersi od wybuchów namiętności… Gdzież uczciwość, honor, słowo? Tulą się do siebie nasze głowy, biją szalonym tempem serca, płoną policzki i dusimy się w uściskach… cudzołożnych… Upada w moje ramiona z szeptem: „przebacz mi, Boże — Ty widzisz, jak ja go kocham!…” A Bóg? — czy widzi prawdę w jej słowach? Czy Bóg przebacza wszystkie nikczemności cudzołóstwa, czy widzi w głębinach serc naszych miłość, która by usprawiedliwić była zdolną — wszystko?
Przeszedłem przez sztachety dzielące ogród od podwórza i znalazłem się w tyle dworu, gdzie nigdy jeszcze nie byłem. […] Dały się słyszeć cichutkie kroki: poznałem jej kroki. Drzwi się otwarły i stanęła w nich moja Angela — cała w płomieniach. Weszliśmy na korytarz, gdzie stałem, a stamtąd do jakiegoś pokoiku mającego małe i osłonięte okienko. Nie było tam ani łóżka, ani nawet stołka. Usłałem posłanie z mojego futra, jak w chacie Eskimosa, i rzuciliśmy się na nie z radością, że jest nareszcie i takie. Świeca stała na ziemi. Aniela broniła się przez chwilę, potem oszalała niemal w tym uścisku. Jak żyję na tym padole płaczu i bałamucę cnotliwe niewiasty, nie widziałem i widzieć nie będę takiej namiętności, takiej boskiej namiętności. Co za bezwstydność w pieszczeniu, co za szepty i pocałunki, jaka sztuka dla sztuki!