Opis treści
W ciągu dziesięcioletniego panowania w latach 70. XX wieku Led Zeppelin był największym zespołem świata, a muzycy reprezentowali kwitnący przemysł płytowy jako jego najwspanialsi artyści. Odrodzenie potężnego Zeppelina stało się możliwe. Ale przecież sami nie mogli tego dokonać. […]
Gdy latem 1969 roku zespół Led Zeppelin odbywał swą trzecią trasę po Stanach, na temat tego brytyjskiego kwartetu – niczym zatruta krew – krążyły wszelkiego rodzaju oszczerstwa, zniesławiające muzyków pomówienia i paskudne plotki. Kiedy tylko Zeppelin dokonywał nalotu na ich miasta, kolejne groupies szeptem przekazywały sobie te okropne historie. […]
Opowieść o domniemanym pakcie zespołu z diabłem znajduje silne podstawy w tradycji muzyki ludowej, tym bardziej że Zeppelini zaczynali od bluesa. Wszyscy młodzi angielscy muzycy, którzy opanowali Amerykę w czasach The Beatles – najpierw The Rolling Stones, The Animals, The Yardbirds czy The Kinks, a potem Cream, Jeff Beck i Led Zeppelin – uważali się za adeptów bluesa. Zanim stanęli po raz pierwszy na scenie, spędzali miesiące i lata zamknięci w swoich pokojach, słuchając starych płyt, chłonąc klasyczny, amerykański blues Blind Lemon Jeffersona, Big Billa Broonzy’ego, Skipa Jamesa, Leadbelly’ego i Muddy Watersa […] oraz Roberta Johnsona – króla bluesowych śpiewaków z Delty, nawiedzonego i demonicznego muzyka, który uosabiał ludową ideę bluesa jako diabelskiej muzyki.
W Delcie rzeki Missisipi, gdzie urodził się Robert Johnson, mawiano, że jeśli początkujący bluesman stanie ciemną, bezksiężycową nocą przy pustym, wiejskim rozdrożu, może przyjść do niego sam Szatan i nastroić mu gitarę – tym samym zawarty zostanie pakt o duszę bluesmana, co zapewni mu na resztę życia łatwe pieniądze, kobiety i sławę…