Opis treści
Sienkiewicz reprezentował w Zakopanem ekstraklasę światowej literatury, no i był obywatelem świata, którego dziś można było spotkać w Nicei, jutro w Paryżu, pojutrze w Wenecji, a popojutrze w Zakopanem. Sienkiewicza czytali na całym świecie – i w Ameryce, i w Niemczech, i w Rosji, i w Parzęczewie na poczcie. I takiego to wielkiego człowieka można było spotkać na Krupówkach, usiąść przy sąsiednim stoliku w jego ulubionej kawiarni, zagadać do niego w Dolinie za Bramką. A jednocześnie wszyscy wiedzieli, że Sienkiewicz przyjeżdża do Zakopanego z własnego wyboru, przywozi tu dzieci, teściową, psa i małpę, że nie rozbija głowy wśród tatrzańskich skał i nie kolekcjonuje góralskich portek, tylko siada na werandzie z widokiem na Giewont i pisze. Nie o Wojtku z Murzasichla, tylko rycerzach spod Kamieńca, o cesarzu Neronie i świętym Piotrze, o Murzynach i lwach afrykańskich, o królu Jagielle i o panu Płoszowskim, być może krewnym zakopiańskiego poczmistrza. Na pewno w słowach Sienkiewicza o jego zakopiańskim przyjacielu jest sporo przesady i złośliwości, gdy zarzucał Witkiewiczowi zamykanie się w świecie, który kończy się za Poroninem, ale dla tysięcy bywalców stolicy Tatr to właśnie Sienkiewicz był tym pomazańcem bożym, z którym mają szczęście mijać się na Krupówkach, dokąd przybył właśnie z wielkiego świata. A skoro tak wielki człowiek wybiera na wakacje Zakopane, to i ja, i cała moja rodzina, a nawet przyjaciele i wrogowie powinni tu przyjeżdżać – mimo braku pogody, wysokich cen, dziurawych dachów i pełnych błota ulic. Bo tu każdy może być Sienkiewiczem na swoją miarę i każdy może za Sienkiewiczem powtórzyć, że Kali być wielki świat.