„– Mam propozycję – mówi. Zapach jego potu jest lekko słodki, jak mango. Oczywiście pije moją kawę, przestałam już z tym walczyć. – Godzina za trzy. – Trzyma rękę opartą na biurku, nachyla się lekko do mnie. Opieram brodę na dłoni i patrzę w parę zadziornych, brązowych oczu. – Bełkoczesz. – Zabieram mu mój kubek i wypijam łyk. Lubię drania, w tym wszystkim nie da się go nie lubić. – Zostanę do zawodów. – Patrzę, jak bezczelnie dobiera się do mojej kanapki, nadgryzionej. Wcze...
To nie jest miałki romans o grzecznych panienkach z przedmieścia, ale mroczna opowieść o destrukcyjnej relacji, która z masochistycznego zaburzenia osobowości zmienia się w osobliwy rodzaj sztuki... W bliżej nieokreślonym amerykańskim mieście żyją dwie artystki. Tess, zwykle ukryta pod maską spawalniczą i tworząca na wysypisku śmieci, fascynuje się rzeźbieniem w metalu. Z kolei Bibi - mistrzyni tańca nowoczesnego pragnie wyrażać twórcze ekspresje ducha wykraczające poza normy...
Nietłumaczony dotąd na język polski ostatni tom esejów, który ukazał się za życia amerykańskiej intelektualistki. Teksty powstałe w latach 1982–2001 dotyczą literatury, filmu, teatru, sztuki oraz tańca współczesnego. Sontag porusza się po tych tematach ze znawstwem i dociekliwością. Najwięcej miejsca poświęca literaturze. Przygląda się językowi poezji i prozy, interpretuje dzieła tych, których podziwiała i których zachłannie, choć niebezkrytycznie, czytała (Cwietajewej, Gombr...
To nie jest miałki romans o grzecznych panienkach z przedmieścia, ale mroczna opowieść o destrukcyjnej relacji, która z masochistycznego zaburzenia osobowości zmienia się w osobliwy rodzaj sztuki... W bliżej nieokreślonym amerykańskim mieście żyją dwie artystki. Tess, zwykle ukryta pod maską spawalniczą i tworząca na wysypisku śmieci, fascynuje się rzeźbieniem w metalu. Z kolei Bibi - mistrzyni tańca nowoczesnego pragnie wyrażać twórcze ekspresje ducha wykraczające poza normy...
„– Mam propozycję – mówi. Zapach jego potu jest lekko słodki, jak mango. Oczywiście pije moją kawę, przestałam już z tym walczyć. – Godzina za trzy. – Trzyma rękę opartą na biurku, nachyla się lekko do mnie. Opieram brodę na dłoni i patrzę w parę zadziornych, brązowych oczu. – Bełkoczesz. – Zabieram mu mój kubek i wypijam łyk. Lubię drania, w tym wszystkim nie da się go nie lubić. – Zostanę do zawodów. – Patrzę, jak bezczelnie dobiera się do mojej kanapki, nadgryzionej. Wcze...