Opis treści
Fascynująca egzotyka. Nieokiełznana natura. Mordercza praca, rasizm i pycha. Portret europejskiego kolonializmu nakreślony ręką polskiego marynarza – równie przerażający co słynne „Jądro ciemności”, i o wiele bardziej realistyczny.
W 1928 r. na belgijski parowiec Mateba zaciąga się polski marynarz, Tadeusz Dębicki. Spełnia w ten sposób swoje marzenie o podróży do Afryki Środkowej, a czytelnikom przywozi imponujący, skrzący się detalami reportaż.
Dębicki jest zachwycony przyrodą, ale nie szczędzi realistycznych szczegółów: ścinający z nóg upał, smród spalonej oliwy, wyziewy węgla, mordercza praca Kongijczyków przy rozładunku cementu – obserwujemy z bliska kolonialne realia.
Autor „U wrót Konga” zadziwia przede wszystkim otwartością. Jako jeden z nielicznych świadków swojej epoki współczuje czarnoskórym Kongijczykom: 12-letnim chłopcom pracującym w gorącej jak piec ładowni parowca, dźwigającym nieskończoną liczbę skrzyń dynamitu i worków cementu, karanym chłostą za upuszczenie baryłki gwoździ.
Dębicki opisuje wyzysk, rabunek, niewolniczą pracę, rasizm i pychę – zjawiska, które Europa dostrzeże dopiero za kilkadziesiąt lat.
Jeśli każda cywilizacja ma tendencje do narcyzmu – pisał za Kapuścińskim Mariusz Szczygieł w „Antologii polskiego reportażu” – to Dębicki reporter i Dębicki gość zachowywał się w Afryce jak ktoś, kto nie ma zamiaru być narcyzem.
„Moienzi Nzadi. U wrót Konga”, Tadeusz Dębicki – jak czytać ebook?
Ebooka „Moienzi Nzadi. U wrót Konga”, tak jak pozostałe książki w formacie elektronicznym przeczytacie w aplikacji mobilnej Woblink na Android lub iOS lub na innym urządzeniu obsługującym format epub lub mobi - czytnik ebooków (Pocketbook, Kindle, inkBook itd.), tablet, komputer etc. Czytaj tak, jak lubisz!
Zanim zdecydujesz się na zakup, możesz również przeczytać u nas darmowy fragment ebooka. A jeśli wolisz słuchać, sprawdź, czy książka jest dostępna w Woblink także jako audiobook (mp3).
Czytelnik 02-08-2017
Prawdziwa podróż, prawdziwy reportaż.
Wstęp nieco drętwy, bardzo poprawny politycznie (współczesny niestety). Potem jest dużo lepiej - czujemy, że autor przedstawia to, co na własne oczy widział, i mówi to, co naprawdę myśli. Miło, że uwspółcześniono ortografię, bo czyta się łatwiej. A co autor zastał nad rzeką, która nie nazywa się ani Kongo, ani Zair - przeczytajcie sami.
Opinia nie jest potwierdzona zakupem