Opis treści
Wstrząsające świadectwo transpłciowej kobiety. Od przedszkola "innej", odrzucanej, powoli dojrzewającej do zrozumienia samej siebie i do decyzji o korekcie płci. Kinga Kosińska daje nam wgląd w swoje myśli i uczucia podczas całego procesu prawnej i medycznej tranzycji. Mówi o załamaniach i o swojej miłości do Chrystusa.
"To książka nie tylko o transseksualnej dziewczynie. Tak naprawdę to opowieść przynosząca ulgę każdemu, kto z rozmaitych przyczyn czuje się niedostosowany, nieadekwatny i bardzo z tego powodu cierpi". (Małgorzata Halber)
Fragmenty
Heteronorma kusi. Większość ludzi mieści się w niej i reaguje niechęcią na każdą inność. Oni wiedzą, jak żyć, jak to się robi. My przemykamy po marginesach. Patrzą na nas z pogardą, jakby chcieli zabronić nam wstępu do swojego sterylnego porządku. To korci.
Padał deszcz i już z daleka widziałam, że kilku chłopaków stoi w klatce schodowej bloku, który muszę minąć. „Gdyby nie padało, to wyszedłbym i cię zajebał, pedale”. Deszcz, mój obrońca. Męska natura, która zwymiotowała na mnie bez czelnością jakiegoś chłopca. Nie patrzę na nich nigdy. Nie znam ich twarzy. Słyszę wyzwiska, a oni są dla mnie jednym wrogim ciałem, taką dżdżownicą pełzającą ulicami mojego miasta. Za każdym razem, gdy przez nie idę, boję się ich spotkać. Często się udaje, ale i tak się boję. Gdy wchodzę na swoje osiedle – tutaj się urodziłam –mój oddech staje się cięższy, płytszy. Robi mi się gorąco ze zdenerwowania, popadam w panikę. „Transwestyta”. Milczę, a we mnie krzyk. I ten krzyk odbiera mi powietrze z płuc. Przecież ja tylko jestem i nie robię niczego nienormalnego. „Wielki łeb, wielki łeb” – słyszałam to całe dzieciństwo. To było jak drugie imię, choć za każdym razem bolało tak samo.