Opis treści
Czy młody człowiek ma prawo pisać o starości?
To było pierwsze pytanie, jakie zadałam sobie z chwilą, gdy dowiedziałam się, co tak naprawdę jest tematem książki „Klub 70” autorstwa Macieja Blady – debiutanta, który ma na karku ledwie dwudziestą szóstą wiosnę. Cóż taki nieopierzony młodzieniaszek może wiedzieć o starości? Byłam sceptyczna. Teraz, kiedy jestem już po lekturze, śmiało mogę powiedzieć, że moje myśli szły w złym kierunku. Tu nie chodzi o to, czy może, ale o to, po co to robi. Mógł przecież czerpać garściami ze swojego podwórka, pisać o podobnych
sobie młodych gniewnych czy też młodych uśmiechniętych, bez różnicy. A jednak postawił na emerytowaną nauczycielkę, jej zrzędliwego męża oraz wścibską sąsiadkę z czwartego piętra. Dlaczego? By nieść Nadzieję, i ten wyraz nie bez powodu napisałam przez duże „N”.
Agnieszka Kijas
***
– No cóż, pani sytuacja jest fatalna i nie za bardzo widzę z niej wyjście. Chyba pora umierać.
Helena zakrztusiła się herbatą.
– Co też pani mówi? Ja tu zapraszam panią na herbatę, szczerze zwierzam się z trosk i kłopotów, a pani się żarty trzymają. Wypraszam sobie.
– Ale to nie żarty. Wcale mi nie jest do śmiechu. Bo niech no pani sama przyzna, pani Helu, co pani zostało w tym życiu. Już nic, tak jak i mnie. Pozostaje siedzieć w mieszkaniu z kwiatami. A nie, przepraszam, pani to ma jeszcze męża, choć w sumie, co za różnica. Kwiaty przynajmniej ładnie pachną (…).