Opis treści
Pierwsza część dwutomowego zakończenia „Kronik Diuny” Franka Herberta.
Otworzyły się drzwi i na mostek wpadł Duncan Idaho. Spostrzegłszy Tega przy panelu sterowniczym, zatrzymał się i wyjrzał przez plaz, zdumiony, że widzi nowy gwiezdny krajobraz. — Sieć zniknęła. — Dysząc, zwrócił na Tega pytający wzrok. — Miles, jak się tu dostałeś? Co się stało? Teg odwrócił jego uwagę od tego oczywistego pytania. — Zagiąłem przestrzeń… dzięki twojemu ostrzeżeniu. Pobiegłem do innej windy, którą natychmiast się tutaj dostałem. Musiała być szybsza od twojej. — Wytarł pot z czoła. Duncan sceptycznie — co było po nim wyraźnie widać — odniósł się do jego wyjaśnienia, więc baszar poszukał innego sposobu, by skierować jego uwagę w inną stronę. — Wydostaliśmy się z tej sieci? Duncan popatrzył na otaczającą ich pustkę. — Jest niedobrze, Miles — powiedział. — Jak tylko wskoczyliśmy z powrotem do normalnej przestrzeni, łowcy znowu pochwycili nasz zapach. Odkąd Dostojne Matrony zniszczyły Rakis i niemal wszystkie planety Tleilaxan, galaktyce znowu zagląda w oczy widmo głodu przyprawy. To szansa dla Kapitularza, na którym żyją teraz czerwie, i dla Murbelli, która z uporem tworzy tam nowe zgromadzenie żeńskie.
Walki z Dostojnymi Matronami, intrygi podzielonej na frakcje Gildii Kosmicznej oraz podstępny plan nowej generacji maskaradników odwracają jednak nieustannie jej uwagę od najważniejszego niebezpieczeństwa – wroga z zewnątrz. Zwycięstwo w zbliżającym się Kralizeku zapewnić może tylko Kwisatz Haderach, lecz jego ghola jest na statku, którym Sziena i Duncan Idaho uciekli z Kapitularza. Tymczasem na statek ten nieustannie zarzucają swą sieć diaboliczni łowcy…
Frank Herbert byłby z pewnością zachwycony i dumny z tej kontynuacji swojej wizji. - Dean Koontz.