Opis treści
To zadziwiające jak pusto zrobiło się w domu bez Leokadii. Wszystko stało na swoim miejscu, a mimo to głos odbijał się od ścian szerokim, dudniącym echem, jakby wyniesiono ze środka meble i pozwijano dywany. Leokadia nigdy nie była osobą wylewną i towarzyską, ale po zniknięciu Anny całkiem zamknęła się w sobie. Zyskała nową przestrzeń, której nie potrafiła w żaden sposób zapełnić. najboleśniejsze było to, że nie potrafiła jej wypełnić sobą. Pozostał niepokój podobny do natrętnej melodii dźwięczącej nieustannie gdzieś w tle. Nic nie było w stanie jej zagłuszyć. Jednostajny szum komputera tylko stępiał zmysły i zmieniał konsystencję czasu ze stałej w mamałygowatą. Ze swojego okna widziałam powtarzający się rytuał. Nie miała nic innego do roboty, dlatego co wieczór, mniej więcej o tej samej porze, zasiadała przed monitorem. Bardzo często światło gasło dopiero nad ranem. Szukała wirtualnych przyjaciół przeważnie na forach religijnych. Anonimowe rozmowy ciągnęły się w nieskończoność i prowadziły donikąd. Leokadia robiła wszystko, żeby zagłuszyć ciszę. W ciszy ktoś nagle podłączał wzmacniacze i ustawiał gałkę głośności w pozycji maks. Melodia rozbrzmiewała wtedy na cały regulator i potęga dźwięku niemalże wbijała ją w ziemię jak nędznego robaka.