Opis treści
Wydawałoby się, że pierwsze w Europie w roku 1989 pokojowe obalenie systemu komunistycznego — na którym wzorowały się inne kraje — będzie powodem do dumy także następnych pokoleń Polaków… Zamiast tego nowa władza PiS kwestionowała właściwie wszystkie dotychczasowe sukcesy Polski: transformację ustrojową, przemiany gospodarcze czy prawny „imposybilizm” demokratycznych instytucji. Rządzący przyznali sobie wyłączność na jedynie słuszną ocenę procesów historycznych i ludzkich w nich zachowań. Nie doprowadzili oni wprawdzie do zapowiadanej poprawy losu grup strukturalnie en masse przegranych, ale wykreowali nowe podziały — i nowych wykluczonych. W latach 2005–2007 miłościwie nam panujący uznali, że przysługuje im prawo politycznej stygmatyzacji, wyznaczania określonych grup osób do roli wrogów władzy i społeczeństwa. Trudno nie zauważyć podobieństwa między kreowaniem tych kategorii wykluczonych a ludźmi stygmatyzowanymi w całkiem innych systemach ustrojowych: kułakami, zbuntowanymi studentami, syjonistami czy ogólniej: kontrrewolucjonistami.
Dominująca od niedawna urzędowa, rzec by można, ideologia rządzącej partii, kierującej się manichejskim podziałem na „my” i „oni”, „nasi” i „nie nasi” sprzyjała też „mistyfikacji polskiej rzeczywistości”. Służyła jej politycznie preparowana część polityki historycznej. Sprzyjająca kształtowaniu określonego modelu postaw patriotycznych obywateli — zgodnego z poglądami nieomylnego wodza i drużyny głoszącej jego jedynie słuszne poglądy na rzeczywistość.
W rezultacie rządząca zwycięska partia obiecująca utworzenie wolnej od grzechów III RP, nowej Polski, solidarnej i patriotycznej, stała się boiskiem walki z coraz to nowymi kręgami społeczeństwa. Jak też miejscem spektakularnych pokazów dominującej roli służb specjalnych. Ich funkcjonariusze w kominiarkach, uzbrojeni po zęby pod okiem kamer wyprowadzali coraz to innych przedstawicieli („obcych klasowo”?) wykształciuchów (cichcem następnie uwalnianych).