Opis treści
Jak się ma 44 lata na karku, to i myśli się o coraz poważniejszych sprawach. I waży się słowa. Dawna długa fraza Tomasza Hrynacza ustępuje tu miejsca wierszom czasami niemal aforystycznym, pobrzmiewającym ewidentną inspiracją haiku. Wszelako niewielki objętościowo tekst może brzmieć apokaliptycznym tonem. W Nocy czerwi znajdziemy takie wiersze. Podoba mi się ich mrok; czułość dla utraty złudzeń.
Jarosław Klejnocki
Introwertyczna od samego początku poezja Tomasza Hrynacza z każdym tomem nabiera coraz głębszego nacechowania egzystencjalnego. Tutaj, w Nocy czerwi, podmiotem egzystencji jest duch – właściwa, najbardziej istotna, najprawdziwsza forma istnienia. Przesycony cieniem, przeniknięty mrokiem, duch osaczony przez drapieżne słowa, przez złowróżbny tłum, jest świadom ciężaru pominiętych szans i znaczenia tych, które będą mu jeszcze dane. Zawieszony nad przepaściami, pragnie światła oraz sensownego ciągu dalszego. Poszukując go, przywołuje w sukurs zmysły, miłość, sumienie. Korzystając zaś z łaski zdziwienia, stara się oczyścić. Dlatego też można te, wygłaszane de profundis, monologi czytać również jako zapisy bezustannie ponawianych prób autentycznego bycia.
Piotr W. Lorkowski
Te prośby, zaklęcia, modlitwy układają się w spis lęków, które wypowiedziane tracą na chwilę swoją moc. Obsesja daremności wiersza ściera się z poczuciem, że przekraczający smugę cienia poeta coś jednak pamięta, a nawet częściowo ocala. Oto naprzeciw pustki stają nieliczne fragmenty – tak sobie myślę, czytając tę książkę.
Karol Maliszewski