Opis treści
Soundtrack – to książka poetycka, ale nie za wszelką cenę. Należałoby raczej powiedzieć: poetycka przy okazji. Przy okazji czego? Bycia książką, po prostu. Znaczy to między innymi, że zamiast przyciężkawej konstrukcji opartej na metapoetyckich figurach znajdziemy w niej dość skoczną paradę literackich i popkulturowych wątków, skoncentrowanych jak Charles Bronson i Ian Curtis na egzaminie u Susan Sontag.
Z każdej strony nadchodzą tu zaproszenia do lektury – każde opatrzone znajomym emblematem. Nie bądźmy jednak tacy pewni tej znajomości. Soundtrack: Wszyscy noszą twarze jak maski, wszystkie takie same. Dobierają się w pary w drodze negocjacji. Jeden ma dziury w kieszeniach, przez które wchodzimy do środka. Na podobne dziury natykamy się tu co chwila, wpadając w nie jak drobniaki. A tam co?
Poszczególne tracki książki mogą się kojarzyć z poetyką brytyjskich minimalistów, chociaż jednakowo silne mogą być skojarzenia z poezją Franka O’Hary, prozą Charlesa Bukowskiego lub Henry’go Millera. Nie da się jednak ukryć, że najgęstsze powiązania łączą książkę z kulturą pop. W konsekwencji teksty Makowskiego mogą zadowolić czytelników zarówno mniej, jak i bardziej wyrobionych, stając się wysmakowaną literaturą środka, co w liryce polskiej niezbyt częste.
Darek Foks ująłby to tak: Nie jest łatwo zachęcać do lektury niemal debiutanckiej książki w czasach, kiedy perwersyjne ukojenie po mękach pisarskich przynosi wieczorna lektura Ostatniej awangardy Davida Lehmana – tekstu, który wyraźnie daje do zrozumienia, że coś się skończyło i nieprędko znowu się zacznie, szczególnie w poezji.
Mimo to gest Piotra Makowskiego należy przyjąć z nadzieją, choćby dlatego, że autor znalazł swój punkt wyjścia, a to znaczy, że wie, o co mu chodzi. Poza tym brzmią te teksty tak jakoś sympatycznie i osobno. Ich świat jest znajomy, zaludniony raczej typowo, a jednak Makowski potrafi rzecz całą uniezwyklić i z gracją podać. Coś tu zdrowo pulsuje i liczy na naszą współpracę.