Opis treści
Za ogromnymi szklanymi drzwiami wejściowymi ze złotymi klamkami był duży hol, a na wprost niego szerokie schody do nieba. Podłoga z marmuru, ściany zdobione gipsowymi posągami psów i kotów, a nad głowami żyrandole większe niż te u mnie w kościele.
Po lewej stronie ogromna kanapa w kształcie rogala, na której powoli brakowało miejsca, po prawej szklane, mniejsze niż wejściowe, drzwi do pomieszczenia ze szwedzkim stołem i kelnereczkami, którym najwyraźniej spódnice skróciły się w praniu. Przy wejściu na schody piękne, złote, błyszczące z daleka wazony, a w nich długie kwiaty we wszystkich kolorach tęczy. W tle muzyka dobiegająca z tarasu za domem. No właśnie, muzyka, ciężko to zaliczyć do jakiegokolwiek gatunku muzyki. W kąciku przy kanapie rogalu stał wielki wazon z żywymi kwiatami ułożonymi w coś na kształt wieńca pogrzebowego. Temu wszystkiemu towarzyszył zapach pysznego jedzenia.
Po chwili od naszego wejścia zaczęli witać się z nami goście, wszystkim oczywiście musiałam się przedstawiać. Panie wyglądały jak luksusowe prostytutki, a panowie jak właściciele domów publicznych (choć do końca nie wiem, czy wszyscy tak wyglądają). Królowały sztuczne biusty, tipsy, zagęszczane włosy i kilogramy fluidu. Kiedy owe damy próbowały coś powiedzieć, sylikon na ustach prawie całkowicie im je zamykał. Ich rzęsy wyprzedzały długością ich biusty na tyle, że nawet nie poznawały swoich partnerów. Zresztą, co za różnica, jeśli po północy i tak wymienią się nimi z koleżankami. Zastanawiałam się, jak wyglądają bez makijażu. Ale to też nieważne, bo panowie wychodzą pewnie z ich pokoi przed wschodem słońca w trosce o swoje oczy. Co do kreacji, królowały obrzydliwe, skąpe dekolty, odkryte plecy i przezroczyste długie suknie z ogonami wplątującymi się w wysokie szpilki. Przejdźmy jednak dalej.