– Ty pieronie cioski! Ty pieronie! Ty ancykrysie! – darła się Franusiowa na cały głos. – Ty pijoku! Ty łochlaptusie! – wrzeszczała tak, że słychać ją było daleko. Tak się zdenerwowała, że omal nie zaczęła swojego chłopa prać. – Płokoz fularys! Płokoz! Gdzie mos piniodze? – darła się dalej. Franuś szklistymi oczami wpatrywał się w swoją żonę. Początkowo stał i nic nie mówił. Chwiał się lekko na boki, chociaż za wszelką cenę starał się utrzymać równowagę. (…) – Babuś! – rzekł ...