Sam Kingston jest ładna, popularna, ma idealnego chłopaka i trzy najlepsze przyjaciółki. Mija kolejny dzień jej wspaniałego życia. Niestety wieczorna impreza przybiera zupełnie nieoczekiwany obrót. Kiedy Sam budzi się następnego dnia, z przerażeniem odkrywa, że znowu jest piątek 12 lutego, jeszcze raz dziś…
Może dla ciebie jest jakieś jutro. Może dla ciebie istnieje tysiąc kolejnych dni albo trzy tysiące, albo dziesięć. Ale dla niektórych istnieje tylko dziś. I tak naprawdę nigdy nie wiadomo.
"7 razy dziś" – pierwsza powieść Lauren Oliver – od razu trafiła na listy najchętniej kupowanych książek. Przez wiele tygodni utrzymywała się w pierwszej dziesiątce bestsellerów „New York Timesa”. Została przetłumaczona na 21 języków.
Ebooka „7 razy dziś”, tak jak pozostałe książki w formacie elektronicznym przeczytacie w aplikacji mobilnej Woblink
na Android lub iOS
lub na innym urządzeniu obsługującym format epub lub mobi - czytnik ebooków (Pocketbook, Kindle, inkBook itd.), tablet, komputer etc. Czytaj tak, jak lubisz!
Zanim zdecydujesz się na zakup, możesz również przeczytać u nas darmowy fragment ebooka. A jeśli wolisz słuchać, sprawdź, czy książka jest dostępna w Woblink także jako audiobook (mp3).
Czytelnik 20-03-2017
Czytelnik 20-03-2017
„7 razy dziś” polecam zwłaszcza młodzieży. Nie wiem, czy można w przypadku tego tytułu mówić o głębszej refleksji, ale śmiech i łzy wzruszenia są gwarantowane. Oczekiwanie na to, jak potoczy się kolejny raz ten sam dzień zmusza do czytania, czytania i czy
Przeżyć jeden dzień siedem razy z rzędu... Gdyby istniała możliwość wyboru daty, z pewnością wiele osób pokusiłoby się na taką szansę. Kolekcjonując wspomnienia, dobre i złe, niejednokrotnie myślimy o powrocie do przeszłości, przeżyciu czegoś wspaniałego na nowo lub naprawieniu dawnych błędów. Choć odtwarzanie ich w tak namacalny sposób, raz za razem, mogłoby odebrać danym chwilom wyjątkowość albo zepsuć jeszcze bardziej to, co stanowiło nasze niepowodzenie. Skupię się jednak na innym wymiarze gry z czasem. Bo być uwięzionym w dobie niekoniecznie obfitującej w radość i mającej zakończyć się źle... To już znacznie gorsza, znacznie bardziej poplątana sprawa. O byciu ofiarą takich zawirowań przekonała się siedemnastoletnia Samantha Kingston, główna bohaterka powieści pt. „7 razy dziś”. Wydaje się, że nastolatka jest skazana na sielankowe życie popularnej dziewczyny, lubianej i budzącej w szkole respekt lub zazdrość. Jest urodna, ma trzy wystrzałowe przyjaciółki i przystojnego chłopaka, sportowca, w którym podkochuje się całe mnóstwo dziewcząt z młodszych klas. Przez wzgląd na atrakcyjność Sam i otoczkę łatwego, przyjemnego życia, na początku lektura może nie wydać się zachęcająca, chyba że czytelnik miał już styczność z akcją osadzoną w amerykańskiej szkole średniej. Na początku sama zarzucałam Lauren Oliver, autorce, ustawienie poprzeczki nisko, bo czy istnieje coś prostszego od wykreowania nieskomplikowanego bohatera i rzucenie go z nagła w wir niesprzyjających wydarzeń? Dopiero w miarę czytania zrozumiałam, że wspomniana wyżej pisarka musiała wykazać się prawdziwą starannością w łączeniu ze sobą wszystkich maleńkich elementów, ponieważ każdy opowiedziany dzień Sam, mimo iż ten sam, stanowi odrębną historię. Całość rozpoczyna od poranku w Dzień Kupidyna. Jest 12 lutego, piątek, a Sam wstaje, żeby przygotować się do wyjścia do liceum. Jej myśli zajmuje przede wszystkim to, ile otrzyma Valogramów, tj. róż z liścikiem stanowiących walentynkę z telegramem. Suma zebranych Valogramów w ciągu lekcji i przerw świadczy o popularności, dlatego Sam oraz jej przyjaciółki: Lindsay Edgecombe, Ally Harris i Elody (jej nazwisko nigdy nie padło w książce) mają nadzieję, że dostaną ich minimum dziesięć na głowę. Taki oto przedsmak święta zakochanych ma być doskonałym wprowadzeniem do nadchodzącego weekendu. Dla Sam zbliża się także wyjątkowy wieczór: ma przeżyć ze swoim ukochanym Robem Cokranem pierwszy raz. W szkole nie dzieje się za wiele. Kartkówka z chemii, niewinny flirt z młodym nauczycielem od matematyki, spotkanie z chłopakiem na stołówce, przekomarzanie się z przyjaciółkami i inne tego typu sprawy. Pojawia się również Juliet Sykes, szkolne „dziwadło”, które jednak odegra dużą rolę, oraz Kent McFuller, dawny przyjaciel Sam. Nieco niezdarny nastolatek nie należy do elity, ale pod nieobecność rodziców organizuje domówkę i zaprasza na nią wszystkich. Na imprezę przyjaciółki szykują się w domu Ally. Na miejscu, w domu Kenta, jest już mnóstwo gości, w tym podpity Rob ze swoimi koleżkami. Mimo stanu nietrzeźwości chłopaka, Sam stara się bawić dobrze. Do momentu, aż nieoczekiwanie zjawia się Juliet Sykes, ofiara niezliczonych żartów innych uczniów. To, co wydarzy się niedługo potem zaważy na całym życiu Sam. W drodze powrotnej z imprezy dziewczyny mają wypadek (tak, prowadzenie samochodu po wypiciu alkoholu to w „7 razy dziś” norma), a jednak Sam budzi się następnego ranka we własnym łóżku i co widzi na ekranie komórki? Datę 12 lutego. Nastolatka stwierdza, że miała realny sen i tłumaczy wszystko déjà vu, ale za dużo rzeczy się powiela. Kiedy przychodzi jej przeżyć Dzień Kupidyna po raz trzeci, jest już przekonana o tym, że znalazła się w pułapce czasu i nie wie, co jest prawdziwe i co się liczy. Przestaje się przejmować czymkolwiek i zanim zacznie łączyć małe puzzle w jeden obraz, by dowiedzieć się o swoim przeznaczeniu, minie trochę czasu w nadzwyczajnym więzieniu czasoprzestrzennym. Momentami jest nużąco, zwłaszcza gdy Sam po raz enty opisuje zapach Roba (pot i balsam cytrynowy, mniam) lub opisuje Lindsay, liderkę świty, jako niezależną i niezniszczalną osobowość, mimo że panna Edgecombe okaże się słabsza niż na to wygląda. Na miejscu głównej bohaterki chyba świrowałabym bardziej ze strachu przez powtarzający się wciąż dzień. Jednak autorka dobrze poradziła sobie z opisaniem stanu psychicznego Sam, przechodząc kolejno przez poszczególne etapy: dzień niedowierzania, dzień zaprzeczania, dzień buntu, dzień zrozumienia, dzień nadziei i dzień pogodzenia się z losem. To, jak sobie poukładała sprawy, było niesamowite dla mnie jako czytelniczki. Obdarzyłam ją sympatią. Pozostałe postacie niekiedy wydawały się przewidywalne, jakby całe ich jestestwo w powieści zostało oparte o jedną cechę charakteru. To jednak można wybaczyć, ponieważ książka i tak była dość długa, a najważniejszą rolę odegrała Sam. Chwile, kiedy pragnęła coś naprawić, ale coś innego się psuło, przypominało mi o „Efekcie motyla”, zresztą teoria chaosu przewija się na kartach książki wielokrotnie. Fabuła ma do zaoferowania niezwykle dużo. Jeden dzień, siedem wersji, każda przedstawia inne oblicze Sam, każda przybliża innych bohaterów. To fascynujące, bo ta jedna doba ujęta pod różnym kątem daje czytelnikowi do zrozumienia, że nie jest się w stanie być wszędzie, być zdolnym do zobaczenia wszystkiego, co mógłby dać dzień. „7 razy dziś” polecam zwłaszcza młodzieży. Nie wiem, czy można w przypadku tego tytułu mówić o głębszej refleksji, ale śmiech i łzy wzruszenia są gwarantowane. Oczekiwanie na to, jak potoczy się kolejny raz ten sam dzień zmusza do czytania, czytania i czytania. Myślę, że w przyszłości powrócę do tej książki, kopalni ładnych opisów i cytatów (niektóre banalne, ale to tylko młodzieżówka). Tymczasem po pysznym zwiastunie czekam na premierę ekranizacji dzieła Lauren Oliver, film „Before I Fall”. Recenzja na blogu: http://czytanie-nie-boli.blogspot.com/2017/01/recenzja-7-razy-dzis-lauren-oliver.html
Opinia nie jest potwierdzona zakupem
Czytelnik 29-11-2011
Sam Kingston to zwykła, szczęśliwa dziewczyna. Ładna, z grupką oddanych przyjaciółek tworzą coś na znak elity w szkole. Są tymi ''ważniejszymi''. Umawia się z najpopularniejszym chłopakiem, którego zazdroszczą jej wszystkie dziewczyny z młodszych klas. Ma szczęśliwą i wyrozumiałą rodzinę. Jej życie wydaje się być płytkie i proste, bo czego ona jeszcze oczekuje? Ma wszystko od życia. Jedna impreza, jedna noc, jedna sytuacja i wszystko się zmienia. Strach, ciemność, spadanie. Sam budzi się w swoim łóżku, w domu i ze strachem uświadamia sobie, że znów jest piątek 12 lutego... Że to dziś będzie impreza, na której to wszystko się stanie. Bohaterka zastanawia się co się stało. Czyżby był to sen proroczy, czy oszalała? Musi jednak znów wstać i przeżyć ten dzień...od nowa. Aby odkryć czym jest prawdziwa miłość i przyjaźń musi go przeżyć jeszcze parę razy. Lektura ta wydaje się być zwykłym czytadłem, niczym specjalnym, jednak ona ma swój przekaz. Nikt nie przeżywa dni wciąż na nowo, ale jeśli mielibyśmy to zrobić, to wiele błędów byśmy naprawili. Sam też próbuje naprawiać, mimo początkowych buntów. Próbuje sprawić, aby wszyscy byli szczęśliwi, a przy okazji odnajduje swoje szczęście - Kenta. Przyjaciel z dzieciństwa przestaje być dziwakiem w trampkach w szachownicę, a zaczyna być dostrzegany zupełnie inaczej. Bohaterka dowiaduje się też co nieco o swoich przyjaciółkach, które kiedyś uważane za idealne, też mają swoje wady. Chłopak, któremu kiedyś oddała serce, teraz stał się dla niej kimś zupełnie obcym. Już nie czuje się przy nim tak dobrze. Już nie ma motylków. Myślę, że nie ma osoby lubującej się w książkach, która o tej by nie słyszała. Książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Wciąga i zachęca do dalszego wgłębiania się w historię. Koniec zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Nie spodziewałam się, że ta książka skończy się w ten sposób. Miałam nadzieję, że skończy się inaczej i było mi trochę przykro, ale mimo wszystko koniec bardzo dobry. Jeśli ktoś lubi książki Pani Jodi Picoult, to ta książka na pewno mu się spodoba. Pismo tych dwóch autorek jest według mnie bardzo podobne. Bardzo chciałabym poznać jeszcze inne książki Pani Oliver.
Opinia nie jest potwierdzona zakupem
Czytelnik 22-09-2011
Czytelnik 22-09-2011
"7 razy dziś" Lauren Oliver to piękna i wzruszająca historia o szukaniu samego siebie. Młoda dziewczyna żyje jak inne nastolatki. Wydaje się szczęśliwa. Do chwili gdy w jej życiu zdarzy coś niespodziewanego. Co nie zdradzę... Powiem tylko, że dziewczyna w końcu zrozumie co jest dla niej najważniejsze.. Podsumowując polecam wszystkim nastolatkom.
Opinia nie jest potwierdzona zakupem