Opis treści
Miała rok, gdy żegnał się ze światem. Nigdy się nie spotkali.Trzydzieści pięć lat później otwiera jego szafę. Z czułością i fascynacją ogląda podszewki garniturów, odkrywa zagubione guziki, tubki kremów do golenia, bilety kolejowe, poplamione wciąż krawaty i zapiski na marginesach. Ze szpargałów, którymi nikt się nie zajmował, Anna Król układa na nowo opowieść o Jarosławie Iwaszkiewiczu, jednym z najważniejszych polskich pisarzy XX stulecia.To pierwsza tak osobista książka o autorze „Panien z Wilka“ i „Tataraku“.
Odnalezione przedmioty prowadzą do jego spraw codziennych, uczuć i literatury. Dlaczego tak obsesyjnie notował w tanich brulionach? O czym rozmawiał z psem? Czego wstydził się przed ukochanym?
Niczym w filmowym scenariuszu, drobiazgowa dokumentacja pozwala stworzyć sceny z życia Iwaszkiewicza i towarzyszyć mu w najintymniejszych momentach.Intensywna i splątana biografia ukazana jako wielka ulotność - kilka chwil, zapach starej wody kolońskiej. Piękna historia o tym, jak przemijamy. I jak niespodzianie czyjaś ciekawość przywraca do istnienia.Nie spotkali się w rzeczywistości, ale od czego jest wyobraźnia? Podróże w czasie są możliwe. FRAGMENT TEKSTUOni, proszę pani, wszystko zbierali. „Wszystko się przyda“ to było motto tego domu. To był obłęd. Niech pani zobaczy: atrament do pióra to też jego. I jeszcze ta resztka wody kolońskiej. A tam niżej francuska puderniczka i pędzel do golenia. Tych pierdołów, za przeproszeniem, to zawsze było pełno.Wie pani, Stary też był bałaganiarz, ale on to nawet kiedy rozrzucał wszędzie te rzeczy, to jakoś zawsze pamiętał, gdzie co położył. A tu, widzi pani, tak mam zagracone. Muszę trochę posprzątać, powyrzucać, po co to trzymać wszystko? ***- A do tej szuflady mogę zajrzeć? ? pytam nie wiem który raz.
- Pewnie. Zaglądaj.
Schylam się i z wysiłkiem wysuwam ciężką szufladę ukrytą za staroświeckimi drzwiczkami. Pod stertą papierów leży kilka starych wycinków prasowych, chyba z „Życia Warszawy“. Obok szklana lufka do papierosów i niewielkie blaszane pudełko opatrzone napisem „Paris 1925“. Od razu czuję zapach dobrych papierosów lub cygar. Ale w środku nie ma nic interesującego. Gwóźdź, poszarpana kartka za zapisanym numerem telefonu i spory okrągły, jasny guzik z czterema dziurkami. Obracam go w dłoni i odkładam na miejsce. Pamiętam, że w pokoju na końcu korytarza w starej szafie wisi zniszczony jesienny płaszcz. I że brakuje mu właśnie tego guzika.
- Lepiej, żeby nie zginął? mówię do siebie. ? Może go jeszcze ktoś kiedyś przyszyje do tamtego płaszcza.??