Opis treści
Dostałem wyrok na życie. Bez odwołania lub zawieszenia. Zjawiłeś się, ale masz wybór. Czy rzeczywiście? Tak. Możesz skrócić ucieczką. Chcesz jednak pełną odsiadkę? Wybrałem pełną, bo chyba można tak to nazwać, gdy kalendarz pokazuje mi, że to już osiemdziesiąty pierwszy rok wyroku. To był długi bieg...Tyle razy zadyszka nazwana zawałem. Ile razy? Było tego ze trzy. Ten ostatni tak się wnerwił, że rozciął mnie jak kurczaka i grzebał w sercu... Zlitował się i dołączył trzy nazwane przez mądrzejszych bajpasami? Co to dało? Być może tę książkę. Tylko dla kogo, no właśnie... Gdy komuś kalendarz pokazuje jakieś trzydzieści z czymś, jakieś pięćdziesiąt z czymś, już nie mówiąc o dwudziestu z czymś, to czy będzie czytał moje osiemdziesiąt z czymś? Skoro są ci, co wybrali pracę w prosektorium i ci, co naukowo rozbierają postacie żywe już tylko w ramach portretów na desce lub płótnie, to może zdecydują się rozebrać mnie po kawałku. Dlaczego jednak właśnie mnie? No właśnie...Nie mnie decydować o gustach. Czy jednak mogę zasłonić się powiedzonkiem mądrości powszechnej, że każda potwora znajdzie swego amatora? Mogę spróbować. Skoro mawia się również, że na każdą dupę znajdzie się krzesło, to chyba będę brnął dalej z moimi osiemdziesiąt z czymś...
Fragment