Opis treści
Rzadko się zdarza taka konsekwencja w kreowaniu najbliższego sobie świata. Tego intymnego, w którym od czasu do czasu zawiruje łza, westchnienie czy tęsknota. Ta intymność, wyciszona, stanowi swoisty azyl, jest lekarstwem na bylejakość, chamstwo, niczym nieuzasadniony relatywizm. Ale równocześnie, z tego specyficznego schronienia, podglądany i oswajany jest świat niepowtarzalnego piękna i harmonii. Jakby spod powiek właśnie, przywoływana jest przyroda, jej niepowtarzalne wartości, dzięki którym „odpoczynek w cieniu magnolii” czy wędrówki ukochanym Bieszczadem pozwalają zatańczyć taniec radości. Nawet, jeżeli melancholia upomni się o swoje, wymusi poczucie tragizmu istnienia. Ale „pod powiekami” jest również miejsce na niwelowanie niepewności, która nas otacza. A wszystko to, w prostych, rzadko metaforyzowanych frazach, które dziwiąc się sobie, tworzą poetycki nastrój, refleksję, metafizyczny urok, takie prowincje piękna, które warto zwiedzić.